Od trzech lat nie pracuję. Od dwóch mieszkam na peryferiach miasta. Od prawie roku wychowuje syna.
Właśnie wróciłam ze spaceru, przez ponad godzinę nie spotkałam NIKOGO. Z powodu wypadku panicznie boję się samochodów, ale tutaj nie ma chodników, więc zmuszona jestem spacerować po ulicach. Czasami kierowca łaskawie zwolni przejeżdżając obok. Ale żeby ani jednej osoby?! No, jedna staruszka zmierzająca do kościoła. Mało jej nie uściskałam z radości, że jednak ludzkość jeszcze nie wyginęła!
Spacery z Dzieciem są teraz całkiem ciekawe, nie śpi już, tylko rozgląda się i komentuje na swój sposób to co widzi, więc i matka gada jak nakręcona. Teraz Dzieć śpi przed domem w wózku, a matka stuka w klawiaturę by wyżalić się, że nie do końca zachwyca ją to, co ma.
A ma fajnie. Dom. Ogródek. Duża altana. Oczko wodne. Może nie jest jak w filmach, ale mam ciszę i spokój. I właśnie ta cisza i spokókj tak bardzo mnie dobija. Nie znam tu nikogo. Dwóch sąsiadów odpowiada na moje dzień dobry, ale są w wieku moich dziadków, więc to słabe towarzystwo. Chciałabym poznać jakąś matkę z dzieckiem, towarzysza na spacery, kogoś dorosłego do pogadania i małego dla mojego Dziecia do wspólnej zabawy. A tu nic. Wydawać by się mogło, że nikt w moim wieku tu nie mieszka! a to chyba nieprawda, bo domy wyrastają jak grzyby po deszczu. Czyżby NIKT z dzieckiem i koło trzydziestki?! To statystycznie niemożliwe.
A ja widzę, że Dzieć coraz bardziej potrzebuje towarzystwa, nie takiego leżącego, ale przynajmniej raczkującego, a nikogo takiego nie znam. Po ostatniej wycieczce do koleżanki wróciłam taka naładowana pozytywną enegią. Dzieć bawił się z jej Synem, rok starszym, ale to znośna różnica wieku. Może bawił się to za dużo powiedziane, ale wspólnie szaleli w stercie zabawek. A to już coś. Matka wypiła kawę z dorosłym ludziem, przy okazji pochłonęła sporo informacji dzieciowych, a także garść przepisów i wszyscy byli szczęśliwi. Tylko co z tego, skoro po czterech dniach znowu czuję się jak intruz albo więzień własnego domu.
Muszę w końcu zrobić prawo jazdy, bo z mojego odludzia nie jeździ nawet autobus do centrum! wyobrażacie to sobie?! W ogóle jeżdżą dwa autobusy, do dwóch sąsiednich miast, ale to kursy wycieczkowe mające milion przystanków co dwie minuty!
wprowadź się do mnie!
kuszące! 😀
Nie tylko Tobie to spotkanie dużo dało – musimy coś pomyśleć żeby się częściej spotykać 🙂
Z chłopakami…albo bez.
PS-poszukaj jakiegoś mikrodomku koło siebie to się wprowadzimy 😛