„Pestki” są dla mnie symbolem. I choć mam świadomość na jak wiele sposobów można je odczytać chyba najwięcej radości sprawiło mi wspomnienie autorki. Bo to i moje wspomnienie. Te ilości połkniętych pestek i strach, że w brzuchu wyrośnie drzewo. Dziś wspominam to z uśmiechem i wiem, że to samo opowiem swoim dzieciom…
No właśnie, dzieci. Jestem po jednej i drugiej stronie tego muru. W dodatku odnoszę wrażenie, że jestem w podobnym wieku do autorki, więc i wspomnienia podobne. Ale do rzeczy…
Pestki
Bo książka nie jest o radosnych wspomnieniach z dzieciństwa, gdy wisiałyśmy głowami w dół na trzepakach beztroskie i szczęśliwe. „Pestki” to zbiór opowiadań o słowach, które są jak drzazgi. Niby maleńkie, niby da się z nimi żyć, a jednak bolą. W dodatku zbierane przez lata potrafią zniszczyć. Często wbijane są nieświadomie, albo nawet w dobrej wierze! Ile razy słyszałaś, że coś nie wypada, że nie możesz, że źle robisz, że mogłabyś lepiej… Oj, ile razy już zdarzyło mi się wypomnieć mamie porównywanie mnie do innych! Znacie to:
– Co dostałaś ze sprawdzianu?
– cztery plus
– czemu tylko cztery? A co dostała Martyna?
Ale analogiczna sytuacja wygląda tak:
– dostałam czwórkę z testu, ale większość dostała tróje
– nie interesują mnie inni!
Wspomnienia autorki są krótkie. Czytam, myślę: też tak miałam. I czytam kolejne. Zajmuję się tylko przewracaniem stron. Ale po chwili przychodzi ten moment, gdy muszę się zatrzymać. Pomyśleć. Przytaknąć jej, że to we mnie siedzi. Niby nic, głupie słowo, a przez dziecko rozumiane zupełnie inaczej. Strach. Niepewność. Obawa. Przekonanie, że jest się gorszym. Raz zasiane kiełkuje. Ta pestka rzucona na podatny grunt, jakim jest mały człowiek, zapuści korzenie w naszym umyśle.
***
Dziś, staram się swoim dzieciom powtarzać jakie są wartościowe, jakie ważne, jak dobrze im idzie w życiu. A potknięcia zdarzają się każdemu i należy otrzepać kolana, dłonie i iść dalej. Staram się. A jednak czytając tę książkę łapałam się na tym, że też czasem coś powiem. Że potem przytulam i przepraszam, i tłumaczę, że nie tak chciałam to ująć. Też zdarza mi się „rzucić” pestką w swoje dziecko. A przecież się staram. Moi rodzice też się starali.
Mój wniosek jest jeden: każdy z nas „oberwał” pestką, ale i „rzucił” nią w kogoś. Takie jest życie. Uczmy jednak dzieci (i siebie!), że mamy wartość, której żadne pestki nam nie odbiorą.
A po książkę Ciarkowskiej sięgnijcie. Zanurzcie się w jej wspomnieniach. Popłyńcie do własnych wspomnień. I, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, spluńcie tą pestką gdzieś daleko, nie dajcie się tej niepewności zakorzenić!
Na stronie Wydawnictwa Otwartego <kliknij> możesz książkę kupić, ale też posłuchać jak czyta autorka i obejrzeć kilka filmików. A jeśli interesują Cię inne recenzje książek tego wydawnictwa to zapraszam <tutaj>