Właśnie minęło pół roku odkąd prowadzę spis wydatków, nie wiem, czy jestem gotowa na takie podsumowanie, ale chcę spróbować. Dziś nie będzie konkretnych sum, bo kwiecień rozliczę dopiero we wtorek, ale chcę napisać o tym, jakie błędy popełniłam. Być może ktoś, kto jest na początku tej drogi nie potknie się w tym samym miejscu…
Nikt nie lubi przyznawać się do błędów, ale czasami trzeba. I niestety, pierwszy z nich będzie dotyczył KAŻDEGO – chodzi o to, by się nie poddawać!
1. SZUKANIE SPOSOBU, CZYLI METODA PRÓB I BŁĘDÓW
Jest niewielka szansa, że po pierwszym miesiącu będziecie mieli złoty sposób na spisywanie wydatków. Zanim znajdziecie odpowiadającą, Wam metodę mogą upłynąć miesiące.
Sama wypróbowałam:
- tabelki na kartce, na której wpisywałam koszt KAŻDEJ bułki i pomidora osobno do właściwej kolumny. Wpisywanie to pikuś w porównaniu z sumowaniem tych grosików po całym miesiącu!
- tabelki w EXCELU zaprojektowane specjalnie dla mnie i koleżanki. Wszystko samo się liczyło, segregowało, a pieniądze „pozostałe” po wydatkach koniecznych dzieliły się na kwoty możliwe do wydania na zakupy spożywcze w konkretnych tygodniach. Jednak żeby coś wpisać, sprawdzić musiałam korzystać z komputera, więc się poddałam.
- aplikacje – totalna porażka, bo nie przepadam za gadżetami. Choć dla wielu z Was może okazać się wygodne, więc może warto spróbować…
- wydruk tabelki, którą sama zrobiłam z odpowiednimi kategoriami, podzieloną na tygodnie. Wpisywałam do niej całościowe kwoty po każdych zakupach. Sprawdzało się. I sprawdza, aczkolwiek teraz tabelki połączyłam z kolejną metodą
- osobny kalendarz na finanse – potrzebowałam czegoś więcej niż tabelka odkąd pozakładałam konta w różnych bankach i muszę kontrolować terminy. Kalendarz można kupić za kilka złotych, bo już w lutym uznane są za „przeterminowane”. Oprócz wydatków zapisuję tu też odsetki z lokat, i wszystkie ważne terminy. W ten sposób regularnie kontroluję nie tylko wydatki, ale również oszczędności!
Z ostatniego sposobu jestem na razie bardzo zadowolona i mam nadzieję, że ten sposób będzie się nadal sprawdzał. Ale jak widzicie trochę to trwało. Na każdy sposób trzeba poświęcić przynajmniej miesiąc, żeby się przekonać jak działa, także te próby potrwają dość długo, ale ważne, żeby próbować i nie poddawać się po pierwszej nieudanej metodzie!
2. JAK KONTROLOWAĆ OSZCZĘDNOŚCI
Zaczęłam od tego, że spisałam WSZYSTKIE nasze pieniądze i co miesiąc tę kwotę kontroluję, jednak i tutaj popełniłam błąd.
Otóż! Nie podzieliłam tych kwot na oszczędności i pieniędzy na bieżące wydatki. Przez to kwoty pomieszały się i nie były miarodajne! Niestety, zrozumiałam to dość późno. Ale z moich zapisków na szczęście wynika ile i gdzie powinno być, więc ten błąd łatwo naprawić. Ale starajcie się nie zliczać pieniędzy zaraz po wypłacie tylko raczej przed. Wtedy macie świadomość ile macie naprawdę, a nie ile macie do wydania w kolejnym miesiącu.
LUBIĘ mieć pieniądze i lubię je liczyć, ze świadomością, że mamy pewne zabezpieczenie finansowe lepiej mi się śpi. Wyrobiłam więc sobie następujący nawyk:
FINANSE KONTROLUJĘ DWA RAZY W MIESIĄCU.
Oczywiście, najważniejsza kontrola to 10 dnia miesiąca, kiedy na konto wpływa wypłata – to zmienna kwota, więc w tym dniu wiem na co możemy sobie pozwolić i jestem w stanie stworzyć budżet. Jednak kontrolę przeprowadzam jeszcze raz, zawsze 1 dnia miesiąca – wtedy naliczane są odsetki na lokatach i kontach oszczędnościowych. Dodatkowo mam dzięki temu świadomość ile mamy jeszcze środków na koncie i ewentualnie zaciskam lekko pasa.
3. OD RAZU ZAPLANUJ KIESZONKOWE!
Początkowo w dniu wypłaty ani nie odkładałam żadnej sumy na konto oszczędnościowe, ani nie planowałam pieniędzy na przyjemności. To z jednej strony był błąd, ale z drugiej dało mi pełen obraz tego, jak wygląda nasza sytuacja. Nadal oszczędności to pieniądze, które zostają po całym miesiącu, ale oboje z mężem mamy dla siebie stówkę.
Pisaliście już, że to mało, ale dla nas wystarczająco. Mój mąż za tę kwotę kilka razy w miesiący wynajmuje salę ze znajomymi, i jeszcze mu zostaje 😉 a ja na swoje przyjemności wydaję większe kwoty, ale nie każdego miesiąca. Wobec tego po trzech miesiącach mam 300 zł i jest to całkiem pokaźna sumka. My w każdym razie jesteśmy zadowoleni. A jak potrzebujemy więcej to zawsze możemy ze sobą i naszym budżetem ponegocjować.
Przede wszystkim! Nie zniechęcajcie się jeśli zgubicie jakiś paragon, nie zabierzecie go ze sklepu lub po prostu coś Wam umknie. O ile, oczywiście, tym umykającym czymś nie jest codzienna kawa na mieście!
Macie jakieś inne błędy na koncie, które mogą być przestrogą dla innych?
Jeden komentarz