Od czasu, gdy dostaję propozycje z wydawnictw i od autorów staram się nie odmawiać sobie żadnej książki, dzięki temu mam szansę poznać różne pozycje, często takie, których sama bym nie znalazła. Również fantastykę, której dopiero się uczę. Tak, mimo że sporo już książek przeczytałam, uważam, że to ciągle dopiero nauka.
Żałuję trochę, że bohaterowie nie zostali opisani dokładniej, traktowałam ich jako tło wydarzeń, a byłoby fajnie, gdyby chociaż czasami wysunęli się na pierwszy plan. Czyli kolejny raz niedosyt 😉
Książka Adama Podlewskiego to zbiór dwunastu historii, wszystkie dotyczą Warszawy, choć niektóre nawiązują do dawnych wierzeń. Jeśli macie ochotę na mrożące krew w żyłach historie, zwłoki, hektolitry rozlanej krwi to będziecie rozczarowani. Nie znajdziecie też historii zdradzającego się małżeństwa, które należy śledzić siedząc w samochodzie pod firmą całymi dniami.
Jednak na pewno są to detektywi jakich jeszcze nie było, a ich zlecenia też są raczej nietypowe. A wszystko to z całkiem sporą dawką humoru.
To po prostu lekkie historie, które czyta się z przyjemnością i całkiem szybko. Mówię Wam to ja – wcale nie największa fanka takich książek. Nawet bym nie powiedziała, że fanka, a jednak książka była strzałem w dziesiątkę. Ot, takie tam historie na każdy dzień – bo tak je sobie właśnie dawkowałam, żeby na dłużej wystarczyło.
Może nie jestem znawcą, bo jedyny polski detektyw jakiego znam to Pan Przypadek, ale i Zygmunta (i Agnieszkę) polubiłam.
Nie chcę Wam opowiadać o tych stworach, z którymi musieli się zmierzyć, żebyście mieli szansę dać się zaskoczyć.
To co, kto spróbuje poznać Warszawę od mrocznej strony…?