Z kotami jakoś nigdy nie było mi po drodze, psy i owszem, w domu były niemal zawsze, ale kot… po co komu kot, ja się pytam? Podchodzę do nich z pewną dozą nieufności, bo to sobie własnymi drogami chadza, ale jak się w książce pojawia to staram się z nim zaprzyjaźnić. Szczególnie, że czarny!
Wierzycie, że czarny kot przynosi pecha? Bo ja całkowicie jestem przeciwna oczernianiu kota! Gdy tylko przebiegnie mi drogę gnam za nim, żeby nikt mnie nie wyprzedził na trasie (swoją drogą nie mam zbyt dużej konkurencji), przechodzę też pod drabina ?
Autorka porywa nas w podróże dalsze i niezbyt dalekie – taki właśnie podział został wprowadzony w książce.
Dodatkowym plusem niewątpliwie są zdjęcia oraz ilustracje, książka o podróżach bez zdjęć nie byłaby pełnowartościową książką – nawet jeśli to opowiadania! Jednak oprócz fotek, każde opowiadanie posiada mały uroczy obrazek, oczywiście koci! I smaczek: czyli kocie łapki, które wędrują z nami od pierwszej do ostatniej strony…
Nie jestem kociarą, jakoś nie potrafię się z kotami porozumieć, ale to wcale nie znaczy, że opowiadania mi się nie podobały – przeciwnie! Jednak zupełnie nie rozumiem, czemu wszystkie komplikacje zrzucane są na barki biednego kota…
Trzydzieści cztery opowiadania mogą Wam towarzyszyć przez ponad miesiąc, o ile potraficie sobie dawkować przyjemności! Bo te historie na pewno umilą Wam końcówkę wakacji, ale jeśli sięgniecie po nie dopiero jesienią to z największą przyjemnością wspomnicie letnie wojaże.
W ogóle czytanie tej książki to trochę jak podróże z przyjaciółmi, którzy miewają dziwne przygody, ale zawsze jest z nimi ciekawie! I tak właśnie się czułam, choć podróżnik ze mnie marny i niewiele jeszcze widziałam to jednak fajnie było spojrzeć na świat oczami bohaterów!