Macie czasami tak, że zaciekawi Was okładka i bardzo chcecie przeczytać książkę? Ja tak miałam z książką „Nasz dom płonie” autorstwa Bonnie Kistler. Delikatna i subtelna. To było moje pierwsze skojarzenie. Spodziewałam się też takiej książki – łatwej, może nawet trochę „prostej”. I tu pierwsze zaskoczenie – tematyka. Bo bardzo się pomyliłam. Przypomina się powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce”. Chociaż wcale nie żałuję, że po nią sięgnęłam!
Bohaterowie „Nasz dom płonie”
Bohaterowie to rodzina patchworkowa, którą dotyka tragedia. Leigh i Peter tworzą kochający się związek, choć oboje mają za sobą trudne małżeństwa. Obecnie razem wychowują swoje dzieci z poprzednich związków. Udało im się stworzyć wspólny dom ze szczęśliwą rodziną, gdzie dzieciaki razem dorastają. Nie ma podziałów na dzieci moje i twoje. Tak jest do czasu, kiedy zdarza się coś, czego nikt się nie spodziewał. Kip świętuje swoje osiemnaste urodziny na imprezie u znajomych. W pewnym momencie w drzwiach staje jego młodsza siostra Chrissy. Siostra przyjechała ostrzec go, że rodzice wracają wcześniej ze wspólnego wyjazdu. Trzeba wracać szybko do domu.
Fabuła
Wracając dzieci mają wypadek samochodowy, lądują na komisariacie.
To pierwsze problemy Leigh i Petera. Jednak nie z takimi rzeczami sobie radzili – rok wcześniej Kipa również zatrzymano za prowadzenie pod wpływem. Teraz może dostanie się mu trochę bardziej… Nikt nie przypuszcza, że już następnego dnia dojdzie do prawdziwej tragedii. Umiera Chrissy. I sprawa przedstawia się tak, że JEGO SYN prowadził pod wpływem, przez co zmarła JEJ CÓRKA. Kipowi grozi proces i odsiadka za nieumyślne spowodowanie śmierci siostry. Jednak po krótkim czasie od aresztowania Kip zmienia zeznania i twierdzi, że to nie jego wina…
Dlaczego? Czy kłamie po to, aby uratować własną skórę? Czy Leight i Peter dadzą radę uratować swój dom? Siebie? Ojciec oczywiście staje po stronie syna, ale matka Chrissy oczekuje sprawiedliwości i wyjaśnienia sprawy, nawet jeśli pasierb miałby zostać ukarany. Idealny świat rodziny patchworkowej zaczyna się walić… Pojawiają się zgrzyty, rozłamy. Zarówno rodzice, jak i dzieci nie potrafią mówić wprost o swoich uczuciach, o tym co dzieje się między nimi.
W książce pojawia się sporo wątków pobocznych, które jednak w pewnym momencie łączą się ze sobą. Większość powieści skupia się na uczuciach i rozważaniach Leight. Trochę za mało jak dla mnie było tam miejsca dla Kipa – bo przecież to on został oskarżony, to on walczył o siebie, a z drugiej strony przeżywał śmierć ukochanej siostry. Śmierć, o którą był oskarżony!
Wątki kryminalne w książce są dodatkowym „wtrąceniem”, które wprowadza nas w odrobinę inny rodzaj powieści, pozwala oddalić się od tragedii przeżywanej przez rodzinę.
***
Uważam, że to bardzo dobra książka, którą większość z nas powinno chętnie przeczytać. Porusza temat straty i radzenia sobie z nią. Pokazuje obraz rodziny, która zostaje poddana poważnej próbie. Czyta się ją bardzo dobrze, wciąga od pierwszych stron i choć może momentami trochę denerwują bohaterowie i ich brak porozumienia to w gruncie rzeczy jest to tak bardzo prawdziwe… Bo ile razy myślimy coś, dusimy w sobie, zamiast szczerze powiedzieć partnerowi?
A kiedy dodam, że jest to debiut autorki to z pewnością zyska jeszcze w mojej ocenie – bo taki debiut zapowiada i daje nadzieję, na kolejne, jeszcze lepsze książki!