Mój największy problem podczas wyjazdów to pełna kosmetyczka. Kosmetyki moje, męża i jeszcze na dodatek dzieci powodują, że jest tego pół walizki. Koszmar! Wiem, że sporo kosmetyków można kupić w wersji mini, ale ciągle nie wszystkie. Moje szampony i odżywki wiecznie przelewam do mniejszych buteleczek by je zabrać ze sobą. W dodatku mam manię kupowania taniej, czyli wielkich opakowań. Tym razem musiałam spakować się na dwa tygodnie wakacji i wziąć o wiele więcej kosmetyków kolorowych, bo czekało mnie wesele w połowie urlopu…
Dałam radę! Choć nie ukrywam, że samochód wypchany był po brzegi. Skorzystałam przy okazji z możliwości wypróbowania nowego płynu micelarnego. Nowy, nieznany mi wcześniej, ale w małej buteleczce. Oczywiście nie zabrałam go w ciemno tylko przez jakiś czas używałam w domu, w razie gdyby jednak się nie sprawdził. Ale się sprawdził. Moje nowe, cudowne odkrycie –Bioderma Hydrabio H2O
Płyn micelarny do oczyszczania twarzy
Co prawda wielka butla poprzedniego płynu jeszcze mi na kilkanaście użyć wystarczy, ale … Już czeka na mnie to odkrycie w większej wersji.
Ma przyjemny zapach, świetnie oczyszcza skórę i nie zostawia na twarzy uczucia lepkości. To najgorsze co w ogóle może się zdarzyć. Wiem, że po płynie micelarnym należy użyć jeszcze toniku, ale mimo wszystko to pierwsze uczucie jest tak nieprzyjemne zazwyczaj, że przekreśla kosmetyk. Tutaj tego wrażenia nie miałam za co ogromny plus. Wydawało mi się, że tak mała pojemność sprawi, że szybko ujrzę dno, ale wcale tak nie jest. Trudno mi jednak ustalić na jak długo wystarcza, bo nie maluje się codziennie podczas wakacji i jakoś nie przyszło mi do głowy by to liczyć.
Na pewno radzi sobie z usunięciem śladu po wodoodpornych kosmetykach, a przy tym jest delikatny. Co prawda moja skóra jest dość odporna na wszystko, ale jednak czasem po próbie usunięcia makijażu była zaczerwieniona… To chyba najgorszy widok, gdy po imprezie nad ranem zmywa się makijaż i ogląda napuchniętą, zmęczoną i jeszcze podrażnioną twarz.
Przede wszystkim moja skóra ostatnio straciła blask, a paznokciem mogę sobie robić notatki, taka jest sucha. A właściwie była, bo przynajmniej twarz prezentuje się już lepiej. Przyznam, że szczególnie w okolicach nosa zdarzyło jej się nawet popękać – fatalnie to wygląda. Ratowałam się oczywiście kremami, ale potrzebne mi były też inne kosmetyki, które poprawią nawilżenie skóry. Także płyn micelarny trafił do mnie w odpowiedniej chwili!
Ochronny podkład mineralny z efektem NUDE SPF +50
A jak już wspominam o Biodermie to powiem Wam, że odkryłam też podkład. Taki z ochroną UVA i UVB. Nigdy takiego nie miałam, w ogóle ochronę przed słońcem traktowałam nieco po macoszemu. Że wiecie, po co mi niby? Ale z wiekiem zaczęłam swoją skórę trochę bardziej szanować. No ok, dopiero jak zaczęły mi się robić brzydkie plamy na twarzy 🙁
Podkład Biodermy świetnie kryje, ale nie daje wyglądu maski no i nie czuć go na twarzy. Z racji tego, że ma ochronić moją skórę testowałam go szczególnie aktywnie. Wiecie, największe upały, wyjazdy z dzieciakami, nawet basen w ogrodzie. Dał radę. Nie spłynął, nie zgromadził się w takich tam różnych zakamarkach przez złośliwców nazywanych zmarszczkami. No ok, po całym dniu nie wyglądałam już tak jak po nałożeniu, ale moje dni z dzieciakami są tak zakręcone, aktywne i, nie ukrywajmy, spocone, że żaden kosmetyk nie dałby rady. Natomiast w takie dni, kiedy nie musiałam grać z synem w nogę, biegać za nim z córką na rękach, pilnować na placu zabaw albo w basenie – sprawdził się! Wodoodporny, poprawia wygląd skóry, niezłe krycie, daje naturalny efekt, no i chroni!
A na weselu sprawdził się świetnie. Do rana wyglądałam świeżo i promiennie… Powinnam powiedzieć, że elegancko, ale nie jestem pewna czy tak było 😉
To moje pierwsze spotkania z Biodermą. Jestem ciekawa jakie są Wasze doświadczenia…?