Coraz częściej spotykam się z pytaniem, czemu nie skorzystałam z dofinansowania, gdy otwierałam działalność – w końcu to łatwa (i przydatna!) kasa na początek. Jasne, pewnie. Ale nie dla każdego. Nie będę ukrywać, myśl o dofinansowaniu przemknęła mi przez głowę i nawet się nad nią pochyliłam. Prawda jest jednak taka, że nie zawsze dofinansowanie ma sens. A przede wszystkim nie dla każdego będzie opłacalne.
O własnej działalności pomyślałam dopiero, gdy kasa ze zleceń była na tyle spora, że udźwignęłabym opłaty związane z jej utrzymaniem. Miałam więc łatwiej. Miałam sprzęt, na którym pracowałam i co prawda przydałby się nowszy, ale nie był niezbędny. Nie musiałam szukać lokalu, bo moim warunkiem była praca z domu. I miałam odłożone pieniądze na start. Nie jakieś duże, ale tyle żeby opłacić ZUS i księgowość przez pierwszy rok. Uznałam, że na resztę zarobię. Ten ZUS był kluczowy także w kwestii dofinansowania, bo warunkiem jest przecież utrzymanie działającej firmy przez rok.
Warunki dofinansowania
Do „zgarnięcia” były 24 tysiące, więc niezła kasa. Chciałam kupić nowy komputer, wyposażenie niewielkiego biura, a więc jakieś biurko, krzesło, regał, może telefon albo aparat i pokryć opłaty związane ze stroną plus może niewielka reklama w sieci. W urzędzie uzyskałam informację, jak to zrobić, jeśli jeszcze nie jestem bezrobotna, ile trwa weryfikacja i kiedy dostanę odpowiedź (oraz pieniądze!). Zapowiadało się świetnie, dopóki nie zajrzałam do regulaminu. A tam niespodzianka: mogę kupić jeden sprzęt: albo komputer/laptop, albo aparat, albo drukarkę. Telefonu nie mogę w ogóle. Jeśli pracuję w domu nie mogę wyposażyć biura w meble. Materiały biurowe też musiały spełniać jakieś konkretne warunki. Nie mogłam opłacić strony ani reklamy.
Wyszło na to, że z 24 tysięcy na działalność mogę wziąć około 6 tysięcy – jeden sprzęt i jakieś biurowe materiały. A w zamian za to zebrać milion papierków, kilku żyrantów, i przez rok cierpliwie znosić kontrole.
Pamiętajmy jednak, że każde dofinansowanie ma własny regulamin, a ja opisuję jedynie swój przypadek.
Biuro w domu
A jeśli pracujesz z domu to czy masz swoje miejsce? Ja zaczynałam od niewielkiego stolika w kącie sypialni (wyobrażacie sobie tam Panie z urzędu na kontroli?!), bo zwykle pracowałam, gdy córka spała obok. Z czasem potrzebowałam więcej miejsca, ale też zamkniętych szafek na dokumenty, umowy, faktury. Zapasów materiałów biurowych, a przede wszystkim elementów wykorzystywanych do zdjęć, bo było ich coraz więcej. Czemu zamkniętych? Bo małe dzieci najbardziej lubią się bawić tym, czym nie powinny.
Dziś już nie pracuję w kąciku sypialni, mam własny gabinet, a jednak dopiero teraz trafiłam na meble biurowe, które by mi się podobały. A konkretnie solidne, metalowe meble, które nie są toporne, wielkie i nasuwają myśl o magazynie albo szatni na basenie. W sklepie cezasglob.pl/szafy-metalowe-biurowe można kupić szafę biurową witrynową, która mimo że solidna wygląda też dość lekko. Chwilowo wymiana mebli wiązałaby się u mnie z całkowitym remontem gabinetu, a na to nie jestem gotowa, ale w przyszłości – kto wie. Na pewno taka witryna pasowałaby do wszystkich moich regałów z książkami, a to dla mnie najważniejsze!
Czy masz w domu swoje miejsce do pracy?