Zazwyczaj mam problem z pomadkami. Bo albo za miękkie i się przez przypadek rozmazuje, albo mają kiepskie krycie i widać moja Blizne. W obu sytuacjach z żalem się żegnamy. Czasem jeszcze nijak nie umiem dobrać koloru. No i mat – nie umiem się z nim zaprzyjaźnić. Jednak jestem fanką błyszczyków…
I tak stałam się posiadaczką całej gamy błyszczyków od revers cosmetics. Czy muszę dodać jak bardzo się skompromitowałam otwierając paczkę? No muszę. Najpierw zachwyt nad opakowaniami tych pomadek. Potem próby otworzenia, co wcale nie było łatwe. No nijak się nie chciało otworzyć! Trochę trwało zanim doznałam olśnienia i odkręciłam (!!!) Błyszczyki.
Kolory świetne, choć te odcienie różu i fioletu przejęła moja siostra. Reszta dla mnie, na każdy dzień inna ?
Na zdjęciach powyżej widzicie je w kolejności jaka numerami nadał im producent.
Mają świetne krycie, są trwałe, i pachną czekoladą… Choć u mnie pierwsza myśl to było kakao, ale to przecież już blisko. Dają uczucie lekkiej lepkości na ustach, ale w granicach normy – jak to błyszczyki. Pięknie się błyszczą, więc czasami stosowałam je jako dodatek do swojej ulubionej pomadki. Myślę, że plusem jest też cena.
Jeszcze nie zdecydowałam, który kolor będzie mi towarzyszył, ale na najbliższym weselu na pewno zabłysnę.