Zwykle Ewa jest zadowolona z książek, które się jej trafiają, tym razem mój wybór ją zawiódł… miało być lekko przyjemnie, i nawet pierwszy tom spełnił te wymogi, ale już tom 1,5 (co to za numer w ogóle…?!) okazał się słabiutki… znacie tę serię?
Wyobraźcie sobie książkę, której akcja toczy się przez jeden dzień… Dokładniej dzień urodzin Bronagh, o której wspominałam Wam w recenzji „Dominica”. Jej chłopak ma dla niej specjalny plan na ten dzień. W kilku miejscach czekają na nią prezenty i zadania, które musi wykonać, żeby je dostać. Przyznaję – fantazji Dominicowi nie brakuje i prezenty są warte zachodu. Nie zdradzę Wam co to jest, bo… to chyba jedyne ciekawe momenty w książce.
No chyba, że wspomnimy tu o próbie uprawiania seksu na trampolinie (co zresztą nie dochodzi do skutku bo… Dominik zaplanował inaczej…) Ale jako jest sens całej książki, czyli 1,5 części cyklu? Hmmm…w sumie nie wiem.
Cudowny dzień kończy się w klubie z walkami, potężną kłótnią, która wynika z… no nie wiem z czego. Nie wiem dlaczego po cudownym dniu bohaterowie nagle, ni z tego ni z owego kłócą się o bardzo poważne sprawy. Tak, to trochę spoiler… Nooo i jedna z lepszych scen – Bronagh na macie zbierająca ciosy od innej pięściarki.
Chyba na serio nie lubię tej dziewczyny sporo uśmiechnęłam się jak dostała wycisk…
Dałam jej szansę. Nie byłam zachwycona. Ale! Ale mam ochotę na Aleca! Tzn. na część poświęconą jemu
Jak pisałam pod recenzją „Dominica”, że to była strata czasu, tak nie mam zamiaru nawet brać się za Bronagh. Szczególnie jeśli ta bohaterka aż za bardzo działa na nerwy. Co do oznaczeń serii, czyli 1,5 uważam za spoko pomysł, skoro to dodatek. Ale nie czaję po co ten dodatek, skoro nic nie wnosi 😀
Raczej nie dla mnie.
Zdecydowanie trzeba przeczytać Dominica żeby czytać Bronaght. Ale jak się przeczyta Dominica – polecam pominąć Bronaght 😉