Kolejny już tomik poezji, ostatnio chyba jesień mnie tak nastraja, że dzień kończę poezją. Taką chwilą na wyciszenie się, zamyślenie, na złotą myśl po ciężkim dniu… czasem to jeden wiersz, czasem kilka, faktem jednak jest, że przy moim łóżku na stosiku zawsze znajdą się jakieś wiersze…
Bardzo brakuje mi informacji w tomiku. Na okładce dwie autorki. W środku utwory i rysunki, a na okładce z tyłu wiersz. I nic więcej. Skąd więc mam wiedzieć, kto pisze, kto rysuje, albo czyje są które wiersze… Nie wiem. Lubię tajemnice, ale bez przesady… Tej zagadki nie da się rozwiązać.
W samym odbiorze utworów mi to nie przeszkadzało, jednak wolę wiedzieć chociaż odrobinę o autorze by móc utwór odnieść nie tylko do siebie z ale również – chociaż hipotetycznie – do twórcy. Może to takie szkolne myślenie pod tytułem: co autor miał na myśli. Ale raczej chodzi o podejście do jakiego od dłuższego czasu namawiam wszystkich, a więc poznanie autora na równi z jego dziełem. Nastawienie się, że ten autor być może jest naszym sąsiadem. Tutaj mi tego zabrakło.
Utwory są proste, bardzo życiowe, ale jak to zwykle z poezją bywa – nie dla każdego. Zabrakło mi odrobinę tej gesiej skórki, której się spodziewam czytając wiersze. Tego drżenia i nieodpartego wrażenie, że dotyczy to również mnie.
Utworów jest bardzo dużo, aż 128. A powstawało po kilka dziennie najwyraźniej, bo najwcześniejsza data to wrzesień 2016. Ich ilość pozwala nam spędzić z tomikiem około czterech miesięcy, jeśli czytalibyśmy po jednym co wieczór. Lubię takie dawkowanie sobie. Być może w takiej ograniczonej dawce czytelnik inaczej podchodzi do utworów, ja poświęciłam książce trzy tygodnie i to może było zbyt duże natężenie, bo czegoś mi zabrakło.
Powiem od razu, że podziwiam, wiem, że u nas ciężko wydać poezję, ciężko się przebić, ciężko gdziekolwiek dotrzeć. O czytelnika trudno przede wszystkim! Ja bardzo lubię poezję, lubię niemal każdy rodzaj, ale podchodzę do niej często krytycznie, bo sama wiem, jak to jest tworzyć…
Przykro mi bardzo, że rysunki w książce są czarno-białe. Z tego powodu na pewno wiele straciły ze swojego uroku, zrobiły się bardzo ciemne i sprawiają wrażenie rozmazanych… A mogły być naprawdę ładnym dodatkiem do utworów.
Zaraz padną głosy, że krytykuję książkę i autorki, ale wcale tak nie jest, jednak poezja nigdy nie jest jednoznaczna, więc co z tego, że napiszę jak bardzo mi się podobała – Wam może się nie spodobać ani jeden utwór. Może być też odwrotnie. Dlatego wolę wskazać te aspekty, które można w przyszłości dopracować, bo wydawanie wierszy to za każdym razem spełnianie jednego marzenia. A marzenia zawsze warto spełniać, i cudze i swoje.
Trzymam więc kciuki za autorki i jeśli pojawi się kolejny tomik to na pewno również po niego sięgnę. Choćby po to by zobaczyć, którą drogą podążyły w spełnianiu marzeń…