Wszystko zaczęło się od fragmentu tej książki, który miałam
okazję przeczytać. Zaintrygował mnie. Nie mogę powiedzieć, że był piękny albo
wzruszający. Był to raczej bezlitosny obraz rzeczywistości, w której nigdy nie
chciałabym się znaleźć. Ani nikomu bym jej nie życzyła. Co więc mnie ciągnęło
do tej książki? Nie wiem… ale jednak nie mogłam wyrzucić jej z myśli.
Jeśli do
tego dodać kilka rozmów z autorką, która nie opisując treści podsycała moją
ciekawość to macie przepis na zarwaną noc z książką.
na nią by skończyć czytać następnego dnia ze wschodem słońca. Nie. Książka
chwilę spędziła na półce, chwilę na szafce przy łóżku, a ja ją brałam w dłonie
by po chwili odłożyć. Wiedziałam, że treść będzie wstrząsająca i podświadomie
chciałam chyba ten moment od siebie odsunąć. To było silniejsze nawet od
ciekawości. Czekałam na dobry moment, na taką chwilę, gdy nie będę w nocy sama,
gdy po odłożeniu książki na bok będę miała szansę oderwać się od wydarzeń w
niej opisanych…
czasu, momentami sceny były tak drastyczne, brutalne, a nawet krwawe, że po
prostu musiałam dać sobie czas na ochłonięcie! I pomyśleć, że według mojego
pierwotnego pomysłu miałam to czytać podczas pobytu w szpitalu!
Wszystko dzieje się w Meksyku, a więc w zupełnie obcej mi rzeczywistości… Jednak już pierwsza strona ścina czytelnika z nóg: burdel. Wybaczcie, nie ma lepszego słowa. Oczywiście nielegalny, a dziewczyny są nieletnie i przetrzymywane siłą. Czy można stamtąd uciec? Nie można. A jednak jej się udaje. Cóż z tego, skoro nie ma się gdzie podziać i błąka się po ulicach… Słyszała o Sapere Aude, że to tam pomagają, że każde dziecko może się tam schronić, jednak obserwuje to miejsce z daleka i nie ma odwagi przekroczyć bramy. Kiedy w końcu się przełamuje słyszy, że nie ma miejsc. Jest załamana, jak to, przecież pomagają wszystkim… I już byłam pewna, że to jej będziemy towarzyszyć do ostatnich stron, jednak okazuje się, że bohaterem stał się kto inny – założyciel Sapere Aude: syn bogatego ojca. Oczywiście bardzo uprościłam, więc zacznę inaczej…
Świat przestępczy, gangi, narkotyki, nieletnie prostytutki, bieda i strach – tak wygląda życie w Meksyku, w dodatku nie można liczyć na pomoc policji, bo bogata część społeczeństwa trzyma ich w kieszeni. A wiadomo, że najwięcej pieniędzy mają ci najgorsi. W tym wszystkim jedno bezpieczne miejsce stworzone przez Michaela van Horna. Rzeczywiście jego ojciec prowadzi ogromną firmę i kasy ma jak lodu, ale jest przy tym uczciwym człowiekiem i wychował syna na porządnego człowieka, który chce pomagać innym. Jednak nie myślcie sobie, że Michael po prostu wziął od ojca pieniądze i udaje, że pomaga dzieciom, wiele musiał robić sam, sporo się nauczyć i każdego dnia pracować w Sapere Aude. Myślicie pewnie, że czerpał z tego korzyści, mógł pokazać jak wiele dobrego robi, ale nie, nikt nie mógł się dowiedzieć kto kryje się za tą działalnością działając przeciwko gangom. Jego działalność czasem wspiera wojsko, a właściwie przyjaciel od dzieciństwa i jego ojciec, który jest pułkownikiem. Jednak czy to wystarczy, kiedy wrogiem jest szef gangu?! Czy można zniknąć i poczuć się bezpiecznie? I czy gang zapomni? Nie wydaje mi się…
A jest jeszcze gorzej, bo nie tylko gang ma ochotę się zemścić…
Nie pisnę więcej ani słowa o wydarzeniach opisanych w książce, jednak musicie sprawdzić sami…
oburzenie i momentami przerażenie. Autorka w sposób niesamowicie obrazowy
opisuje brutalność ludzi, do tego stopnia, że nie raz i nie dwa musiałam odkładać książkę na bok, bo moja wyobraźnia szalała i widziałam tę krew lejącą się strumieniami i niemal czułam ten ból…
To stanowczo książka dla dorosłych. Bardzo dorosłych.
Jestem ciekawa drugiego tomu, ale jednak nie wiem, czy jestem na to gotowa…
Macie ochotę przeczytać? Bo być może będę mogła Wam coś zaproponować… dajcie tylko znać, czy chcecie…
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce, a Was zapraszam na Jej stronę.
Jeden komentarz