Czytujecie poezję? Gdy zapytałam o to na Instagramie to pojawiły się bardzo różne odpowiedzi, od kategorycznego „NIE” przez „lubię, ale nie mam czasu”, ale także „zaczytuję się”… Ja odkryłam nowe nazwisko i jestem zachwycona… zachwyć się razem ze mną!
Książka bardzo mnie zaskoczyła, chociażby twardą okładką i wydaniem dwujęzycznym… to było takie przyjemne zaskoczenie!
Książka jest wydana bardzo prosto, ale ładnie. Szczególnie podoba m się kolor wnętrza książki (dla mnie-daltonistki to chyba turkus), dodatkowo tomik podzielony jest na kilka części, które oddzielone są kolorową stroną.
Jakie znajdziecie części?
- więdnięcie
- opadanie
- zapuszczanie korzeni
- wschodzenie
- rozkwitanie
Autorka pokazuje porządek w przyrodzie i uświadamia nam, że z ludźmi jest tak samo jak z kwiatami, porusza jednak całe mnóstwo tematów, zarówno miłość, jak i zdrada, odchodzenie, zmianę otoczenia, problemy społeczne.
Nie ukrywajmy, przy tak obszernym tomiku poziom utworów jest różny, ale nie uznałabym tego za wadę, bo przecież w poezji do każdego przemawia coś innego. Wobec tego zróżnicowana treść gwarantuję po prostu szersze grono czytelników.
Od zawsze fascynowała mnie poezja Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, która wydawała mi się wyjątkowa z powodu miniatur (Poświatowska na przykład zupełnie do mnie nie przemawiała). Później takie krótkie formy znalazłam u Krystyny Gucewicz i wpadłam po uszy, bo znowu miałam okazję zachwycić się tymi krótkimi wersami. Rupi Kaur jest moim najnowszym odkryciem i chyba zostanie ze mną na dłużej… już żałuję, że nie znam jej wcześniejszej twórczości!
W dwóch wersach jest ukryta taka moc i taki ogrom emocji, że wydaje się to niemal niemożliwe! Tyle treści w kilku słowach, a do tego najprostsze rysunki – po prostu kreska, coś jakby od niechcenia, a jednak tak bardzo zróżnicowane.
Bardzo spodobało mi się, że jest taki podział językowy, dwie strony są w jednym języku, najpierw po polsku, później po angielsku… Tyle tylko, że okazało się to problematyczne, bo do tej pory spotykałam się z takim rozwiązaniem, że po lewej tekst był w jednym języku, a po prawej w drugim… Podczas czytania łapałam, się na tym, że czytam prawą stronę, a lewą pomijam i dopiero na kolejnej dociera do mnie, że coś się nie zgadza.
Tomik spędził tydzień na przy moim łóżku i to z nim kończyłam dzień i czytałam kilka stron, kilkanaście, czasem nawet kilkadziesiąt by przed snem się w tym zatracić.