„Sromotny przegryw” to debiut Adrianny Alksnin, ale jest to też moje pierwsze spotkanie z wydawnictwem Niebieska Studnia. Kocham debiuty, więc ten mnie przyciągnął, smaczku dodał fragment dostępny na stronie wydawcy, który zwiastował nietypową, ale także niełatwą lekturę. Jednym słowem musiałam na własnej skórze przekonać się, co tak genialnego jest w tej książce.
Początkowo urządziłam polowanie na recenzje w sieci, ale „blogerzy książkowi” ograniczają się do skopiowania opisu z okładki… Zwykle tego nie robię, ale lektura jest po prostu wyjątkowa. „Przebrnij przez pierwszą stronę” – to usłyszałam. Potrzebowałam trzech stron, żeby złapać ten rytm. Wcześniej za każdym razem jak wydawało mi się, że już to mam to nagle trafiałam na zgrzyt. Utwór pisany wierszem nigdy nie będzie łatwy i nigdy nie będzie dla każdego. O dziwo, poczatkowo moja poetycka przeszłość bardzo mi przeszkadzała. Ale tak jak wspomniałam, przy czwartej stronie popłynęłam.
Fragment książki „Sromotny przegryw”
Niebieska Studnia na Instagramie
Jeśli chcesz sięgnąć po książkę to nie skupiaj się na zapisie. Po prostu czytaj. Początkowo byłam przekonana, że kropek nie ma wcale. Gdy skupiłam się na zapisie znalazłam kropki, ale totalnie nie pasowały mi w tych miejscach, więc okazały się utrudnieniem. A potem poooooszło! Wyczytałam na stronie wydawnictwa, że spotkania autorskie odbywały się w towarzystwie bębna. Czytanie utworu w rytm bębnienia musi być niesamowitym wydarzeniem. Autorka czytająca i taka oprawa!
„Sromotny przegryw” opowiada historię kilku osób, ale dotyczy jednego dnia, więc nie chciałabym skupiać się na treści. Ot, żeby Wam za dużo nie opowiedzieć. Zresztą to też niełatwo opowiedzieć…

Ale nie będę ukrywać, że jak już wpadłam w rytm to książkę przeczytałam do kawy popołudniowej. Potem nieco więcej czasu potrzebowałam, by ją przemyśleć. A jeszcze więcej, żeby napisać recenzję. Bo z jednej strony mam świadomość, że to nie jest książka dla każdego, może jest dla „elity” zakładając, że literacko jest jakaś ELYTA 😉 Ale tak serio, jeśli masz ochotę usiąść po ciężkim dniu i czytać coś, co nie wymaga myślenia, skupienia, a jedynie składania kolejnych słów w całość – to nie będzie książka dla Ciebie. Nie wiem, szczerze, komu ją polecić. Będzie chyba odpowiednia dla kogoś, kto lubi wyzwania, nieoczywiste lektury i ma otwarty umysł.
Nie mogę przemilczeć grafiki, jaka ozdabia książkę. To też jest smaczek, twarda oprawa, ozdobne numery stron na brzegach. Za grafikę odpowiada Karolina Lubaszko. I to jest kolejna rzecz, która mnie zachwyca. Ale to trzeba zobaczyć samemu!