Jestem pewna, że KAŻDA kobieta chociaż raz widziała ten film, a większość także czytała książkę. Ja właściwie nie pamiętam już jakie były moje wrażenia, ale uwielbiam sięgać po polskie książki porównywane do przygód Bridget. Czy kiedyś się zawiodłam? NIGDY!
Ten tytuł towarzyszył mi na plaży i wciągał coraz bardziej – efekt: spalone plecy.
Nie, Wika nie jest jak Bridget! Ale jest boska! To matka trzech nastolatków, kobieta która skłonna jest adoptować „somsiada”, a w przypływie chwili nawet kochankę męża, która pechowo rozbiła się z nim na motorze.
Jednak jak sobie poradzić kiedy mąż odszedł do innej, a Wika jest bez pracy, bo w końcu wychowywanie trzech chłopców i dbanie o męża to praca całodobowa? No ale widać o męża słabo dbała…
Że niby wakacje w ciepłych krajach to przeszłość? Trudno. Ale przecież nie powie „trudno”, gdy okaże się, że : a) nie ma co jeść, b) nie ma jak zapłacić rachunków, c) chłopcy nie mają w czym chodzić. Ale po kilkunastu latach poświęcania się rodzinie pracodawcy się o nią jakoś nie biją!
Jedynie na Płetwala może liczyć, bo nawet kot od niej ucieka, a rybki pewnie też by zwiały, jakby miały taką możliwość…
Nieszczęścia chodzą u niej (albo do niej) stadami: psuje znak, garaż, ekspres, zmywarkę, telewizor termometr i właściwie podejrzewam, że u niej to nic nie działa.
A faceci? Bo jak Bridget to i facet musi być. Albo dwóch. A tu szkoda gadać…. eh, ale jak już się jakiś pojawi to… jak zwykle kłopoty!
Urocza, zabawna i całkiem życiowa historia.
Wika na pewno nie jest tak męcząca jak Bridget… nie jest też ciągle zabawnie, bo i momenty na serio się trafiają, ale mimo wszystko chętnie towarzyszyłam jej w codzienności. Kilka złotych myśli na pewno można wyłapać jak się ma w domu jakiegoś nastolatka 😉
Uśmiechałam się przez większość czasu, gdy nos miałam wetknięty między strony, a kilka razy i roześmiać mi się zdarzyło… cóż, mój mąż uważa, że to idiotyczny objaw czytania książek, ale tak już mam…
Sięgnijcie…
368 stron
Wydawnictwo Pascal