No dobra, pomysł na biznes to za dużo powiedziane, ale zostałam nieco postawiona pod ścianą i wybór był prosty: albo przestaję zarabiać albo otwieram działalność. Jako że moje zarobki jakiś czas temu już były większe niż koszt przysłowiowych wacików to wahałam się tylko chwilę. Ta chwila trwała jakiś miesiąc.
Wiadomo, że się bałam jak cholera, chociaż robiłabym dokładnie to samo, co wcześniej robiłam na umowie o dzieło – ba, miało być łatwiej, bo firmy miałyby mniej roboty z wysyłaniem umów, ot wykonuję zadanie i wysyłam fakturę. Miałam kilkuletnie doświadczenie i zarobki na takim poziomie, jaki mi odpowiadał. Co więcej przez ostatnie pół roku miałam zarobki przewyższające moje oczekiwania, a prowizje na przeróżnych portalach kosztowały mnie mniej-więcej tyle co składka ZUS na początku. Decyzja nie powinna być trudna. Ale zaczęłam szukać informacji i dotarło do mnie, że na pierwszą działalność mogę postarać się o dofinansowanie. Co więcej sporo blogerów korzystało z takiej możliwości. Nawet zadzwoniłam do swojego urzędu by się dowiedzieć, czy mam szansę. Miałam. Nic tylko czekać aż ogłoszą nabór, jednak szybko okazało się, że w moim mieście to dofinansowanie niekoniecznie jest dla mnie…
Dla kogo dofinansowanie na działalność?
Po pierwsze dofinansowania są różne. Różne są też warunki otrzymania takich pieniędzy. I mimo że otrzymałam informację, że jak najbardziej mam szansę to gdy wczytałam się w warunki okazało się, że tak nie do końca. Jeśli pracuję w domu to nie mogę wyposażyć sobie biura, nie mogę kupić sprzętów, nie mogę kupić niektórych materiałów biurowych, nie mogę opłacić strony internetowej ani kupić sobie telefonu. Mogę wybrać jedno urządzenie: komputer, laptop lub aparat. W dodatku jest określone jaki procent danej kwoty mogą kosztować. I w ten sposób okazało się, że z teoretycznych 24 tysięcy będę mogła wydać kilka na komputer. Wobec tego musiałabym do tego komputera dołożyć z własnej kieszeni, a ilość tłumaczenia się, zbieranych papierków, pilnowania terminów…. Uznałam, że nie warto.
Natomiast z plusów w moim mieście: firmę należy utrzymać rok, a nie dwa lata jak w niektórych urzędach, oraz – co dla mnie było ważne – nie trzeba mieć konkretnego stażu jako zgłoszona osoba bezrobotna. Ale każdy urząd, każde dofinansowanie rządzi się swoimi prawami, więc to trzeba sprawdzać.
Ile trwa założenie działalności?
Samo założenie firmy razem ze stworzeniem profilu zaufanego zajęło mi pół godziny. Zrobiłam to po północy, czyli był już piątek. Rano miałam nadany NIP, REGON chyba w poniedziałek rano. Prościzna. Założenie konta w banku to kolejne 5 minut.
Wiecie co zajęło najwięcej czasu? Złożenie upoważnienia dla księgowej w ZUSie i Urzędzie Skarbowym. Bo przecież teraz wszystko można zrobić szybciutko online. O looosie! Pół dnia poświęciłam na podpisanie dokumentów i przesłanie ich do ZUSu, za każdym razem trafiając na jakiś błąd, jakiś nowy komunikat. Koszmar! Zadzwoniłam na wszystkie możliwe infolinie, w końcu pani z ZUSowskiej infolinii zapytała, czemu nie zrobię tego osobiście.
Trzy minuty w ZUSie. Dokładnie tyle to trwało, gdy pojechałam do placówki. W urzędzie skarbowym może 5 minut wliczając w to skserowanie pisma przez uprzejmego pana.
***
Coraz więcej spraw możemy załatwić online, i to z jednej strony ogromny plus, z drugiej nieco brakuje mi kontaktu z drugim człowiekiem. Natomiast sytuacja na świecie tego od nas wymaga i w tej chwili już nawet sprawy w sądzie można załatwić online. Wchodząc na stronę https://e-sad.info.pl/ można wypełnić formularz i ktoś zgłosi się do nas by wypełnić w naszym imieniu wniosek. Wygląda jak wyjście idealne, szczególnie, że mimo wszystko pozostaje kontakt z drugim człowiekiem, który wszystko załatwia w naszym imieniu.
Miałam założyć działalność od stycznia, ale mąż wyjechał, miałam wszystko na głowie i tego nie zrobiłam. Teraz się waham, ale chyba się w końcu zdecyduję.