Lubię zaczynać przygodę z autorem od jego debiutu, żeby mieć możliwość obserwowania jego rozwoju. Zdaję sobie, oczywiście, sprawę z tego, że debiut może być książką słabszą od kolejnych, jednak kiedy zaczynam „znajomość” z autorem od jego piątej książki, a potem wracam do pierwszej to ona z oczywistych względów będzie wydawać się słabsza.

To jest taki prawdziwy opis szkoły i uczniów, oraz ich pomysłów, z którymi musi się zmierzyć nauczyciel… to właśnie tak jest, że człowiek ma ochotę ich po zabijać wszystkich albo przynajmniej wyrzucić przez okno, a mimo wszystko co rano wstaje i wraca do tej szkoły, bo nie może bez tego żyć i to dokładnie w ten sposób opisała to Magda. I ja się z tym w pełni zgadzam, bo miałam okazję stanąć pod tablicą, i obserwuje moją mamę, która od 30 lat uczy i nieraz była wykończona, ale nie mogłaby robić niczego innego. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że dla osób, które nigdy nie miały okazji pojawić się w szkole na przerwie czy na lekcji te wydarzenia mogą być nierealne… Kolejny duży plus za panią dyrektor, którą po prostu wysadziłabym w powietrze i świetnie zakończenie roku szkolnego – ta ostatnia scena po prostu cudowna!
Nie mam tylko pojęcia, dlaczego Katastrofą została nazwana Aldona w kolejnej książce, a nie Julka – ona to po prostu jest chodząca katastrofa, masakra i coś strasznego 😉
I druga sprawa, też związana z językiem… Odniosłam wrażenie, że w momencie, kiedy z kart pamiętnika przechodziliśmy do Julii, która go czytała to jeszcze jedno zdanie po nim, czasem dwa, były takie z innym szykiem i sposobem przekazywania treści. Ale być może po prostu podeszłam do tego krytycznie, nastawiona przez autorkę w taki sposób, że doszukiwałam się tych potknięć, które ona widziała.. a musicie wiedzieć, że Magda jest baaardzo krytyczna w stosunku do siebie, za bardzo! Bo książkę przeczytałam całkiem szybko jak na wersję elektroniczną. Jestem pewna, że gdybym miała wersję papierową to myślę że wystarczyłby mi jeden wieczór… Potrzebowałam trochę więcej, ale też musiałam czytać książkę na telefonie, a to po prostu nie jest najwygodniejsza opcja, więc sobie ją musiałam dawkować ze względu na wzrok i na moje dziecko, które nie rozumie, że w telefonie może być książka.
Także duży plus za książkę! Myślę, że teraz sięgnę po „Mariannę” trzymając się kolejności wydawania książek.
Mam fioła na punkcie drzewa genealogicznego i przez pół roku szukałam firmy, która wydrukuje mi go w takim rozmiarze, który będzie czytelny… Udało się, choć z przeglądaniem wydruku jest problem, rozłożyć go można tylko na ziemi, ponieważ ma 1 metr na 7 metrów i mogę go przeczytać swobodnie tylko korzystając z lupy 😉
Macie wiedzę o swoich przodkach?
Kolejna książka z Legimi w mojej karierze (zakochuję się!) – dziękuję!!!
#czytamzlegimi
#legimibezlimitu