Już jakiś czas temu bronzer wylądował na mojej liście must have, bo jednak twarz wygląda zupełnie inaczej, gdy się go używa… I mimo początkowego przerażenia, że za mocno, za dużo (a siostra ciągle mówiła, że nic nie widać) – opanowałam tę sztukę! Dziś nie wyobrażam sobie makijażu bez bronzera.
Ale jednak mój wybór padał zawsze na maty. Nie umiem używać rozświetlacza, więc i bronzer błyszczący mnie przerażał… Że wiecie, nałożę za dużo i będę się świecić z daleka… Mat jest bezpieczniejszy jednak. No ale zawsze nadchodzi taki moment, gdy trzeba zrobić kolejny krok. U mnie to ten czas! Co prawda ciągle ostrożnie, ale przekonałam się! I tak zaczęła się moja przygoda z pudrem brązująco-rozświetlającym Revers.
Puder brązująco – rozświetlający BRONZE & SHIMMER
Zaskoczyło mnie, że naprawdę trudno zrobić sobie nim krzywdę, to znaczy nie tworzy plam. A ma naprawdę świetną pigmentację. Błysk nie jest nachalny, raczej dodaje naszej twarzy takiego zdrowego koloru.
Zimą efekt nie jest może aż tak spektakularny, ale latem, gdy nasza skóra złapie nieco słonka będzie można pięknie podkreślić opaleniznę.
Na razie podkreślam tylko kości policzkowe, ale powoli uczę się, jak nim konturować twarz… To trochę wyższa szkoła jazdy, ale uda mi się! A latem będę umiała i na dekolcie podkreślić nim to co trzeba 😀 tylko się najpierw dowiem, co i jak?
Kosmetyk jest trwały i bardzo wydajny, co stanowczo uważam za plus. Chociaż osobiście nie maluję się codziennie, więc kosmetyki i tak wystarczają mi na długo. Ale nie lubię chwili, gdy zaczyna prześwitywać dno 😉 chyba nikt nie lubi… No, chociaż jest to na pewno argument za kolejnymi zakupami… A przecież jednego kosmetyku nie opłaca się zamawiać 😀 prawda?
O innych kosmetykach firmy Revers już pisałam <tutaj>, więc zapraszam Was do poczytania o nich. Jak zaczęła się Wasza przygoda z bronzerami? Macie swoje ulubione kosmetyki? Bardzo jestem ciekawa… mam nadzieję, że napiszecie o tym w komentarzach 🙂