Poruszam ostatnio trudne i osobiste tematy, ale jak się powiedziało A, należy powiedzieć też B. Mam blizny. Mam sporo blizn. Co więcej wszystkie paskudnie się goiły, były bordowego koloru, tworzyły się zgrubienia, a przede wszystkim bolały. Tak, wstydziłam się ich, ukrywałam je i unikałam luster. Dziś uważam, że są moją historią i przez kilka lat byłam po prostu głupia.
Nie, nie obnoszę się z bliznami, część z nich jest po prostu w miejscach, których nie pokazuję. Na przykład długa od piersi do podbrzusza blizna na brzuchu, a teraz obok druga po wycięciu woreczka żółciowego. Jeśli kiedykolwiek coś mi jeszcze będą musieli wyciąć to pojawi się ich więcej, bo w moim przypadku laparoskopia nie wchodzi w grę.
Kiedy jednak na świecie pojawiają się dzieci, które są ciekawe wszystkiego pewne problemy stają się mało istotne. Jasne, mogłam się ukrywać przed maluchami, ale przecież chcę, żeby były mądre i tolerancyjne. Dotykały blizn, pytały o nie, ja o nich opowiadałam, patrzyłam na nie i uczyłam się traktować je jak coś normalnego – jak moje maluchy. Ot, mama ma blizny. Ale nie zawsze tak było.
Jak żyłam z bliznami?
Kiedy miałam wypadek miałam 24 lata. Świat się zawalił. Początkowo najważniejsza była wygoda, bo ręce miałam zagipsowane, więc i ubieranie swetrów nie wchodziło w grę. Czyli część z nich była po prostu widoczna. A konkretniej? Blizna na brzuchu, plus dość głębokie otarcie na wysokości pasa, kilka drobnych na dekolcie, z przodu na obojczyku, od łokcia przez przedramię, na zewnętrznej stronie dłoni. No nie da się ich wszystkich ukryć. I dziś już nie ukrywam. To moja historia zapisana na ciele. Zaakceptowałam je, bo one były największym problemem dla mnie, a nie dla innych osób. O! mam bliznę po intubacji na wardze, maluję usta ciemną szminką, bo wydaje mi się, że ją widać. Nie widać. Nikt nigdy nie zauważył. Chyba, że sama o niej wspomniałam i ktoś się na tym skupił. Nikogo nie interesują moje blizny. Nikogo nie interesuje też moja ręka, którą nie ruszam.
Nie zawsze było tak kolorowo. Ile czasu trwało zanim spokojnie pokazałam się narzeczonemu… tak wiecie, patrząc mu w oczy i nie stresując się, kiedy łzy nie płynęły strumieniem. Na własnym ślubie nie zdjęłam ani na chwilę bolerka, które sięgało za łokieć i zakrywało bliznę, stójka zasłaniała ślad na obojczyku. W podróży poślubnej na plaży paradowałam w swetrze, w przydługim rękawie chowając bliznę na dłoni. Dziś mogę powiedzieć jedno: głupia byłam! Straciłam sporo fajnych momentów w życiu tylko dlatego, że wydawało mi się, że ktoś będzie się gapił, albo że to brzydko wygląda, albo że po prostu nie powinnam. Powinnam być szczęśliwa. I nie skupiać się na tym, na co nie mam wpływu.
Zaakceptuj siebie i dbaj!
Zaakceptuj to jak wyglądasz, ale nie ignoruj. Blizny pooperacyjne czy nawet blizny potrądzikowe muszą się dobrze zagoić. To że blizna po operacji wygląda brzydko to znak, że należy coś zrobić, a nie czekać aż minie. Na szczęście mamy ogromny wybór maści, kremów, żeli, a nawet zabiegów. Sama przetestowałam mnóstwo, ale na te największe i najbrzydsze blizny zadziałał Contractubex. Wiadomo, że to nie jest tak, że dwa razy posmarujemy bliznę i ona zniknie. Nie zniknie. Ale systematyczność i wytrwałość działają cuda, serio.
Najważniejsze by substancje w tych preparatach wspomagały gojenie się skóry i regulowały syntezę kolagenu. Kiedyś nie wiedziałam na ten temat nic, a to błąd, bo np. blizny czasami swędzą, jest to część procesu gojenia i to uczucie zmniejsza alantoina – dzięki niej blizna się goi, ale jest też miękka. Heparyna zmniejsza obrzęk i zmiękcza bliznę, a wyciąg z cebuli działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo. To trzy najważniejsze składniki jeśli chodzi o maść na blizny.
Czy blizny znikną? nie.
Czy są czymś wstydliwym? nie.
Czy innych interesują nasze ślady na ciele? nie.
Czy należy o nie dbać? tak. Blizny trzeba masować, stosować na nie odpowiednie preparaty, i obserwować.
I pamiętaj, blizny to część Ciebie, ale w żadnym wypadku nie świadczą o tym, jaka czy jaki jesteś.
***
A na pierwszym zdjęciu widać moją bliznę.
Serio.
Ma ponad 4 cm długości i około 0,5 cm szerokości. Jestem pewna, że nie wpadła Ci w oko. A ja na zdjęciu widzę głównie ją.