W dzieciństwie powtarzamy sobie, że nie będziemy tacy, jak nasi rodzice. Sami jesteśmy idealnymi rodzicami – najczęściej do czasu aż sami mamy dzieci. Wtedy dopada nas rzeczywistość. I okazuje się, że powielamy zachowania matki czy ojca. Zaczynam powoli wierzyć, że to nieuniknione. Szczególnie, gdy własne dziecko mimo uszu puszcza twoje słowa, robi wszystko po swojemu. I ja pierwsze zderzenie z tym tematem miałam przy zębach.
To było najbardziej frustrujące zdarzenie przez te kilka lat macierzyństwa. Bo jak nauczyć dwu- trzylatka by prawidłowo mył zęby, kiedy on wszystko musi sam! A ja widzę, że nie robi tego dobrze, że nie wypluwa pasty, że zbyt szybko mu się nudzi. I uuuf, gdy zęby nie bolą. Ale przecież gdy nie bolą to też być może potrzebują interwencji specjalisty. I wtedy pojawia się pierwsza dziurka…
I szukamy specjalisty, najlepszego, z odpowiednim podejściem do dzieci. A mimo to dźwięki urządzeń przerażają, wywołują płacz i panikę.
Przy drugim dziecku od razu wprowadziliśmy zasady. Mycie zębów na czas. Czasami rywalizacja ze starszym bratem – kto dłużej, kto lepiej.
Ale przede wszystkim długo szukaliśmy odpowiednich szczoteczek, wygodnych do trzymania, wystarczająco miękkich, a przy tym kolorowych, a więc interesujących dla malucha.
Do tego udało nam się znaleźć płyn do płukania jamy ustnej dla syna, który również okazał się wyjątkowo wymagającym zawodnikiem.
Poszukiwania wydłużał fakt, że początkowo szukaliśmy wszystkiego stacjonarnie, z dziećmi – by był to ich wybór. W końcu jednak trafiliśmy na stronę hellodent.pl/ a tam wszystko jest w jednym miejscu. Można spokojnie podjąć decyzję, a dzieci nie są narażone na rozproszenie uwagi, jak przechadzając się po sklepach.
I przy okazji dla siebie i męża też wybrałam odpowiednie szczoteczki i pasty (mają nawet specjalną zakładkę z pastami dla kawoszy!!!).
Pamiętajmy jednak, że wizyty stomatologiczne to coś, co warto wcześnie wprowadzić do „rutyny” dzieci, im szybciej maluch uzna to za normalne tym lepiej. A tak naprawdę zalecane są już od pierwszego ząbka!