Książki o II wojnie światowej są trudne. Bardzo trudne. Unikam ich, bo bywają dni, gdy nie mam sił się z nimi mierzyć. Ale nie zawsze da się uciec, nie zawsze się tego chce. Tym razem chciałam poznać „Sól morza”. Po prostu.
To książka, która już na pierwszej stronie sprawiła, że oczy nieco zaszły łzami. Usłyszeć od dziecka, że wędruje samo, bo babcia zasnęła i się nie obudziła boli. Bardzo boli. Może jako matka jestem wrażliwa na takie rzeczy bardziej… ale chyba nie o to chodzi.
Sól morza
Książka jest podzielona na wyjątkowo krótkie rozdziały. Kilka stron. Czasem jedna, czasem dwie, trzy. To z jednej strony pozwala nam poznawać historię po kawałku, z drugiej chyba nadaje czytaniu tempa. Kolejnym plusem jest opowiadanie historii oczami kilku bohaterów. Uwielbiam taki zabieg w książkach. Natychmiast opowieść staje się wielowymiarowa. Każdy z bohaterów jest inny, w innym wieku, ma inne przekonania, inne przemyślenia. Jeden narrator nie byłby w stanie aż tak żonglować emocjami czytelnika.
***
Wszystkie wydarzenia, historie, losy ludzi zapadają mocno w pamięć. To książka, od której ciężko się oderwać. A gdy już ją odłożysz na bok to w głowie ciągle będą tłukły się wydarzenia, które w niej poznajesz. Autorka jest moim odkryciem, ale jestem pewna, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Jeśli więc nie znasz jeszcze Ruty Sepetys to koniecznie sięgnij po „Sól morza” albo którąś z innych jej książek. Warto.
Inne książki Wydawnictwa Nasza Księgarnia <klik> recenzowane na Poligonie znajdziecie <tutaj>