Po ostatnim zgrzycie jaki miałam z metodą Montessori (chodziło o Mikołajki <= możecie tu o tym poczytać) postanowiłam jednak dać jej szansę. O ile czytanie i pisanie nie sprawia trudności mojemu pięciolatkowi, liczenie też jest łatwe dla niego, o tyle z geografią niewiele ma wspólnego. Jakoś nie było nam po drodze z tą dziedziną nauki. Czas nadrobić zaległości!
Nie będę udawać, że to łatwizna, bo sama nie potrafię nazwać wszystkich państw na mapie, o stolicach nawet nie wspominając… czy muszę dodawać, że z flagami jest podobnie? No. To nie będę przecież takiej znajomości oczekiwać od syna.
Biblioteczka Montessori. Geografia
Dodatkiem jest bardzo duża mapa świata, po której mogliśmy podróżować palcem i szukać informacji na temat wybranych miejsc. Naukę jednak zaczęliśmy od naszego kraju i sąsiadów. I tak zataczaliśmy coraz szersze kręgi i poznawaliśmy kolejne kraje.
Na początku znajdziemy wyjaśnienia. Nawet jest zobrazowane jak przedstawić dziecku płaszczyznę ziemi – wystarczy odpowiednio obrać pomarańczę. Myślę, że ciężko byłoby to zrozumieć w inny sposób.
Bardzo wygodne i pomysłowe jest zostawienie miejsca na podpisanie państwa, stolicy albo wybranie flagi. Jednak na szczęście wszystkie flagi oraz napisy możemy znaleźć na końcu książki w formie naklejek. Dzięki temu kolejny raz łączymy naukę z zabawą.
Nie będę oszukiwać, że teraz jesteśmy nie do zagięcia, ale fajnie było sobie przypomnieć pewne rzeczy, dowiedzieć się czegoś nowego. A przede wszystkim spędzić trochę czasu z synem i uczyć go nowych rzeczy. Wierzę, że ta wiedza będzie procentować, a już niedługo Szymon będzie mógł zagiąć dziadka, który z geografii i przyrody ma największą wiedzę.
Cała seria tych książek jest świetna, nie wszystkie są po prostu zeszytami do uzupełnienia, wcześniej w nasze ręce trafiło pudełko, które oprócz folii pokazujących człowieka, jego wnętrze, narządy, układ krwionośny zawierało także filcowe elementy.
Na Poligonie pojawiła się już recenzja tytułu z tej serii:
Biblioteczka Montessori. Ciało człowieka