Autorka co prawda zmieniła nazwisko, ale – znana nam jako Emilia Wituszyńska – wraca do nas z drugim tomem serii. I, może nie powinnam tego pisać we wstępie, ale nie mogę doczekać się części trzeciej! Emilia Szelest pisząc „Układ idealny” udowodniła, że świetny debiut to nie był łut szczęścia początkującego! Ale na premierę musicie poczekać do 26 lutego…
Wydawnictwo Kobiece coraz częściej wydaje polskie autorki i, nie czarujmy się, to naprawdę świetne tytuły! A pamiętam, jak jeszcze niedawno, skupiali się na zagranicznych autorach – między innymi z tego powodu nasze drogi na pewien czas się rozeszły. Teraz do nich wracam z przyjemnością.
Układ idealny
Tęskniliście za Weroniką? W sumie nie wiem, czy za nią można tęsknić 😉 ale w książce skupiamy się na innym bohaterze. Nie jest jednak tak, że Weroniki nie ma, jest – szykuje się do ślubu z Przemkiem. Pracuje na stanowisku zastępcy szefa ABW i przed nią naprawdę spore wyzwanie. Musi wprowadzić swojego człowieka do gangu motocyklowego, który podejrzewany jest o przemyt broni, nielegalne przerzucanie ludzi przez granicę. Jedyną osobą, którą może o to poprosić jest Łukasz. Jako, że mają za sobą wspólną przeszłość Przemek jest cholernie zazdrosny. Trudno wyczuć między kim iskrzy bardziej….
Bohaterowie
Weronika i Przemek pojawiają się sporadycznie. Głównym bohaterem staje się Łukasz Trachman, dla gangu motocyklowego Bracia Peruna – Loki Trach. Szczęście mu dopisuje i dość szybko wkrada się łaski szefa gangu. Najpierw udaje mu się z braćmi pogadać, a wracając do domu ratuje z rąk opryszków młodą dziewczynę, Ewę. Sam trafia do szpitala dźgnięty nożem, ale uratowana dziewczyna okazuje się córką prezesa. A córeczka, wiadomo, oczko w głowie. Trach zyskuje pracę i dodatkową fuchę, czyli niańczenie niepokornego oczka w głowie całego gangu. Ewa daje mu w kość, ale przy okazji coraz bardziej wpada mu w oko 😉
Wychodzi trochę na to, że autorka upatrzyła sobie motyw niańczenia kogoś w każdym tomie (Emilio, w trzecim też tak będzie?). Nie, nie myślcie, że to takie oczywiste skojarzenie, bo szczerze przyznam, że pisząc ten tekst zajrzałam do zeszłorocznej recenzji! Także to nie wyrzut, a pytanie 😉
***
Emilia Szelest udowodniła, że potrafi w sposób interesujący i wciągający opowiedzieć historię. Powiem więcej, odblokowała mnie, bo ostatnio czytanie szło mi słabo, a tu – jak za dawnych, dobrych czasów – z książką w dłoni przypalałam obiad, przesiadłam się do tyłu w samochodzie, żeby czytać w spokoju, a wieczorami czytałam skulona w kącie pokoju, żeby nikogo nie budzić.
Mocna historia, przeplatają się ze sobą miłość, zazdrość, niebezpieczeństwo – warto sięgnąć!
i ciiiiii, tego nie wiecie i nikomu nie mówicie jakby coś, ale mam taki przeciek, że być może na część trzecią nie będzie trzeba czekać aż do 2021 roku! 😀 Serioooo! także trzymajmy kciuki, żeby się udało!
Recenzję „Niebezpiecznej gry” możecie przeczytać klikając w jej tytuł, natomiast możecie ją też kupić klikając <tutaj>.
Bardzo ciekawy blog, rzeczowy i wyważony. Od dzisiaj zaglądam regularnie. Pozdrowienia 🙂
Brawo tak trzymać. Widać, że dbasz o merytoryczne wpisy na Twoim blogu, Dzięki i zapraszam do siebie…