
Kiedy zobaczyłam okładkę „Boss of me” myślałam, że czeka mnie gorący biurowy romans. Opis zachęcał – motyw hate-love i dziewczyna z charakterem. Cóż… Szczerze mówiąc jakoś nie trafiła do mnie.
On – były żołnierz, obecnie szef świetnie prosperującej firmy, w której nie chce zatrudniać kobiet. Ona – świeżo upieczona absolwentka ze świetnymi wynikami. Piękna i pyskata. I jej siostra, która wcześniej pracowała w firmie Pattona Foetchers i daje siostrze bardzo ważną radę: nie zakochaj się w szefie!
I jak myślicie, co się dzieje? Już po pierwszym spotkaniu Patton i Raquel czują ogień między sobą. Uszczypliwe docinki i próby pokazania, kto tu rządzi. Ukradkowe spojrzenia… I bardzo szybkie próby zbliżenia się do siebie. A przy tym wszystkim Raquel, która wychodzi przed szereg i ratuje firmę.
Eeeee… Trochę to grubymi nićmi szyte. Chyba nie wierzę w taki nagły i szybki winnicy namiętne. No dobra, namiętności może tak, ale tu mamy do czynienia z wielką miłością! Ale, ale! Wielka miłość i wielka kariera napotyka na przeszkody. Bo przecież siostra Raquel – Renee – straciła pracę w firmie. Zniknęła po tym na dłuższy czas. Zmieniła zupełnie pracę. Trochę się załamała. I Patton miał z tym coś wspólnego. Czy to stanie na drodze do szczęścia Raquel? Tak. Czy dziewczyna wróci? Tak. Czy w książce jest dużo erotyzmu? Tak. Czy warto po nią sięgnąć? Musicie sprawdzić sami. Ja mam mieszane odczucia