Myślę, że „Lardżelka” to taka książka dla czytelników w rozmiarze S oraz XL – bez względu na ilość iksów! Na pewno zmusi każdego do przemyśleń!
Najpierw kilka słów o książce, a potem odrobina tych właśnie przemyśleń. Kocham takie książki, które łapią czytelnika za serce/rękę/nogę/czy cokolwiek innego i zmuszają do zastanowienia się nad czymś. W tym wypadku nad sobą, swoim życiem i postępowaniem, szczególnie tym postępowaniem w okolicach lodówki!
„Lardżelka” Wanda Szymanowska
To taka książka-spowiedź. O walce, o poddawaniu się, o zwycięstwach małych i dużych, o sojusznikach i wrogach. Ale także o naszych najbliższych, którzy czasami stają po drugiej stronie barykady i robią to zupełnie nieświadomie.
Chyba każdy z nas ma w swoim życiorysie taki obrazek: siedzisz przy stole, obok babcia. Tobie ledwie udało się pochłonąć zawartość talerza, która spokojnie wystarczyłaby do wykarmienia małej wioski głodujących dzieci. Ale nie, dla babci to zbyt mało, bo przecież skoro wymiotłaś wszystko z talerza to znaczy, że chcesz więcej… a jak nie, to może chociaż ciasteczko na deser… Nie, wcale nie jest powiedziane, że to historia z czasów, gdy miałaś 5 lat, prawdopodobnie przez lata się powtarzała i mając 25 nadal tak to wygląda.
Wiadomo, że babcia nas kocha, wiadomo, że robi to w dobrej wierze, ale powinno być też jasne, że w ten sposób może nas skrzywdzić. A może już skrzywdziła?
Żyjemy w przekonaniu, że musimy jeść, żeby nie robić innym przykrości, żeby kogoś zadowolić. A potem, jako matki czy ojcowie, dojadamy po dzieciach, bo przecież nie może się zmarnować. I jeszcze wszędzie jeździmy samochodem, żeby się nie spocić, bo jak będziemy wyglądać…
O tym jest ta książka. I o kobiecie, która powiedziała stop! Podjęła walkę, która była nierówna, ale ona walczyła dzielnie, każdego dnia od nowa. Czy jej się udało? Musicie przeczytać!
Co z tego, że ma pracę, skoro z powodu wyglądu jest dyskryminowana, w końcu żeby reprezentować firmę należałoby prezentować się nieco lepiej. Może nie jak wieszak od razu, ale z taką ogromną nadwagą to jednak lepiej siedzieć w biurze…
Urlop spada z nieba, „wypoczynek” w Lardżelce to kolejne zrządzenie losu, a tam ekipa grubszych i chudszych od Zośki próbuje pozbyć się nadwagi. Zośce się udaje, ale co z tego, skoro powrót do domu wiąże się z samymi pokusami? Czy Zosia wytrwa?
To książka pełna rad, ale nie takich z kosmosu wziętych, a naprawdę istotnych, przemyconych w tekstach. Bo książka składa się z myśli, które dla czytelnika mogą być kopniakiem.
A najpiękniejsze jest na samym końcu – przepisy! Chętnie po niektóre sięgnę…
Książka naprawdę warta przeczytania! Choć dostałam ją w formie e-booka i to mi utrudniało pochłonięcie jej, to naprawdę cieszę się, że miałam taką możliwość, bo potrząsnęła mną kilka razy…
Wiecie, sama nigdy nie byłam szczuplutka, w dodatku jestem raczej kurduplem, więc tu i ówdzie się wylewało, ale byłam z tym pogodzona, bo prawdę mówiąc mam okropnie słabą silną wolę. I nie umiem sobie niczego odmawiać… (W naszej rodzinie podział jest równy silną wolę ma tata i siostra, ja i mama nie mamy. Brata nie liczę, bo w jego wieku to jeszcze się nie wie, co to silna wola.)
Przyszedł taki czas, że tyłam jak szalona, mimo że nie jadłam zbyt wiele, ale mój organizm wyłapywał z powietrza wszystko, co mogło się osadzić na biodrach. A po jakimś czasie chyba nawet przyciągałam do siebie tkankę tłuszczową sąsiadów w promieniu kilku kilometrów!
Dlatego, proszę, zacznijcie od badań, być może Wasz problem ma podłoże zdrowotne. I nigdy, przenigdy, nie odchudzajcie się na własną rękę, ani tabletki, ani głodówki nie przyniosą efektu! A jeśli przyniosą to kilogramy szybko wrócą razem ze znajomymi i zamiast 5kg na minusie będzie 8kg na plusie!
Zanim doczekacie się wizyty u specjalisty przeczytajcie „Lardżelkę” – będzie Wam raźniej!
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania książki!
PODSUMOWANIE:
126 stron
126 stron
Jeden komentarz