Dziś recenzje dwie. Tak pechowo wyszło, że jedna dobra, druga zła. Pechowo wyszło, że jedna jest polskiej autorki, druga nie. I choć wolę polskich pisarzy to tutaj niewątpliwie trafiłam na perełkę. Dla jasności, o pierwszej książce pisze Ewka, na drugą trafiłam ja… a ona trafiła na trudne wspomnienie przeszłości…
Miasto mafii
Zacznę od tego, że bardzo czekałam na książkę Kingi Litkowiec pod tytułem „Miasto mafii” – lubię takie klimaty. Liczyłam, że wśród płomiennego romansu znajdzie się miejsce na szczyptę sensacji, klimat „ciemnego półświatka”. Niestety, nie dostałam niczego. No może poza momentami irytacji czy zniesmaczenia…
dy zaczęłam czytać nic nie zwiastowało tego, że pierwszy raz od dawna będę musiała napisać niepochlebną recenzję… Ale z każdą kartką było coraz gorzej. Wydaje mi się, że autorka miała pomysł. I na tym się skończyło. Książka, jak zapewne zauważyło wiele osób to coś podobnego do sławnego już „365 dni”.
Bohaterowie
W skrócie? Trzech braci, którzy rządzą miastem – wszyscy wiedzą, że są mafiosami, że zbijają, że żądzą. Źli ludzie. Jednak główna bohaterka codziennie staje przed domem jednego z nich i wpatruje się w budynek. Emma fascynuje się tą atmosferą grozy, jednak w pewien sposób gani za to swoją przyjaciółkę – ta wzdycha do „średniego” brata. Któregoś dnia Em widzi coś, czego nie powinna była zobaczyć, odkrywa to Arthur – głowa mafijnej rodziny Rossi.
Fabuła
Okazuje się, że pomoc Em była bardzo przydatna i zostaje zaproszona ze swoją przyjaciółką na imprezę w domu Arthura. I tak okazuje się, że skoro przyszła to… zaczyna należeć do Arthura. No bo przecież przyszła z własnej woli. I teraz zaczyna się „zabawa” – Emma zostaje przywiązana do łóżka, więziona w pokoju, a przy tym wszystkim zastanawia się, co zrobić, by podbić serce swojego porywacza – bo chyba możemy go tak nazwać? Szybko jednak jej myśli „jak stąd uciec” zamieniają się w myśli „jak wskoczyć mu do łóżka”. Byłam zdegustowana tym, w jaki sposób ukazana jest główna bohaterka. No i na szczęście, gdy po kilkunastu dniach Arthur wraca i łaskawie poświęca jej trochę czasu (wcześniej upewniając ją, że nie ucieknie i jest jego własnością) udaje się jej poprosić go, by ją przeleciał. A ten godzi się i wtedy wszyscy są szczęśliwi.
Serio? Nie ważne, że ją zamknął, że oszukał, że oddzielił od przyjaciółki… Dobra – może dziewczyna ma jakieś skrzywienie.. . ale nie zgodzę się na promowanie w książkach scen – chyba mogę tak to nazwać – gwałtu. Bo gdy w czasie zbliżenia kobieta mówi głośno NIE, a facet nic sobie z tego nie robi to ja mam dość. A po wszystkim mówi jej „Wiedziałem, że Ci się spodoba”. A co powiedziałby, gdyby jej się jednak nie podobało?! Pod koniec książki, Em rozmawia z najmłodszym z braci Rossi i ten tłumaczy jej, że zdaniem Arthura „Najlepszą nauczką jest zastraszanie. Nieważne kogo i w jakim celu.” Ona stwierdza: „- To akurat zauważyłam. – przecież Arthur nieraz stosował tę metodę.” – wobec niej!
***
No i nawet w mieście niedaleko Nowego Jorku, opanowanym przez mafię, raczej nie przeszłaby egzekucja setki ludzi – przed domem, przy ulicy… Sorry – bardzo naciągana historia. Nie należę do osób pruderyjnych – nie przeszkadzają mi sceny seksu w książkach, zwłaszcza jeśli są „po coś”. Niestety, tutaj nie widzę w nich sensu – chyba, że autorka chciała podkreślić… nie, właściwie nie wiem, co mogła chcieć podkreślić. Jednym z plusów była historia poprzedzająca przybycie Em do miasta – jednak moim zdaniem była bardzo słabo opisana. A to jedyny ciekawy wątek w tej historii.
Podsumowując – nie polecam.
Książka – moim zdaniem – jest słaba.
Bardzo słaba.
Infantylna.
Naiwna.
Szkodliwa.
A to co dzieje się w łóżku głównych bohaterów nie powinno mieć miejsca. A tym bardziej nie powinno być opisywane jako sielanka łóżkowa. Podkreślę, jeśli kobieta mówi NIE to mężczyzna powinien przestać. Wyjaśnić jej, co chce z nią zrobić – ok. starać się przekonać ją do swojego pomysłu – ok. Ale nigdy nie robić tego bez jej przyzwolenia licząc na to, że jej się spodoba. Ok. może się jej spodoba. Ale ponawiam pytanie – co jeśli jej się nie spodoba?
Zostań, jeśli kochasz. Wróć, jeśli pamiętasz.
O tej książce pewnie nie będę w stanie napisać zbyt wiele, bo poruszyła mnie do głębi. Wzruszała, wyciskała łzy, wywoływała uśmiech. Pięknie wydana książka. Mocna historia. A na dokładkę niepublikowany wcześniej prequel.
Może dlatego, że miałam wypadek i przez tydzień byłam w śpiączce tak mnie to dotknęło. Ze względu na to, że w jednej książce znajdujemy dwa tomy trudno będzie napisać coś nie zdradzając zbyt wiele. A ja zdradzać nie chcę. Więc nie spodziewajcie się zbyt wiele treści. Jak zwykle zresztą u mnie 🙂 Ale książka ma niecałe 400 stron, więc wcale nie poczujecie, że to dwa tomy. A potem można obejrzeć ekranizację.
Mia w wypadku traci najbliższych, sama jest w śpiączce. Nagle jej świat się zatrzymuje. A właściwie zostają po nim gruzy. Siedemnastolatka, która wiedzie szczęśliwe życie, ma przyjaciół, gra na wiolonczeli, jej chłopak gra w kapeli rockowej. I nagle stop. Koniec. Nic więcej. Czy Mia znajdzie siły by walczyć? By walczyć o siebie, o swoje życie? A co z Adamem?
I z tym Was zostawię. Przeczytajcie. Warto.
Książka wzrusza. Wyciska łzy. Zachwyca.