Ciągle uważam się za świeżego kierowcę, bo dopiero w kwietniu miną dwa lata odkąd udało mi się zdać egzamin. Trzynastego, w piątek! Wykupiłam wcześniej kilka lekcji, bo kurs robiłam osiem lat wcześniej, więc nie czułam się zbyt pewnie. Ale jak już wyjechałam z placu pomyślałam, że zdam! I się udało… Miesiąc później miałam swoje pierwsze autko, Czerwoną Strzałę – przez wszystkich nazywaną punciakiem.
Śmiejcie się, ale dla niektórych bab (czyli takiej mnie) wydatek zakończył się na zakupie samochodu. Owszem, spodziewałam się, że pewne części trzeba będzie wymienić, więc jakiś zapas kasy miałam. Ale potem zasiadłam do rocznego budżetu i okazało się, że przecież do tego przegląd muszę doliczyć, ewentualne naprawy, no i ubezpieczenie. A z tym ubezpieczeniem to wcale nie tak łatwo…
Przede wszystkim ubezpieczenia mamy dwa: OC i AC.
OC jest ubezpieczeniem obowiązkowym, natomiast AC to ubezpieczenie dobrowolne, dodatkowe.
Co to jest OC/AC?
OC to ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej. Daje nam ochronę w chwili, gdy my jako ubezpieczeni wyrządzimy szkodę, której koszty musielibyśmy pokryć. To zakład ubezpieczeń przejmuje na siebie finansowe skutki szkód wyrządzonych przez nas. Dla kierowców pojazdów to ubezpieczenie jest obowiązkowe.
AC to ubezpieczenie assistance to dobrowolne ubezpieczenie, które zapewnia ochronę nie tylko kierowcy, ale także pasażerom w czasie podróży. Pomoc jest udzielana nie tylko w razie wypadku, ale także podczas awarii samochodu. Zwykle do wyboru jest kilka opcji ubezpieczenia i zależy to od rodzaju świadczeń, wysokości kosztów, obszaru na jakim działa, ale także częstotliwości.
Przejrzałam mnóstwo ofert, szukając najlepszej, ale tak do końca nie wiedziałam, co dla mnie jest najlepsze. Mogłam pozostawić ten problem mężowi, który szybko by się z nim uporał, ale nie chciałam być „babą”, która samochód ma, ale nie wie jak otworzyć maskę. I tak ostatecznie decyzję miał podjąć mąż, ale chciałam wiedzieć o co chodzi i ewentualnie podyskutować z nim. Dobra, chciałam błysnąć wiedzą. Ale jej nie miałam – jeszcze.
I wtedy wpadłam na stronę, która miała moje problemy rozwiązać. Znalazłam Kalkulator OC/AC. Dosłownie kilka kliknięć dzieliło mnie od poznania możliwości ubezpieczeń samochodu. I ogromny plus za to, że wszystko odbywa się przez internet. Nie ma kruczków, że trzeba podać numer telefonu i agent ubezpieczeniowy oddzwoni i dopiero wtedy czegokolwiek się dowiemy. Tutaj uzupełniamy jedynie informacje o samochodzie i dostajemy wykaz kosztów OC/AC. Kalkulator pokazuje ceny nie tylko samochodów osobowych, ale także motocykli.
Ogólnie nie mam nic przeciwko telefonicznemu załatwianiu spraw, ale… jestem mamą. Każda mama wie, że nawet najgrzeczniejsze dziecko wpada w furię i zaczyna płakać/krzyczeć/szarpać/wkładać palce do kontaktu/(możesz sobie uzupełnić dowolnie), akurat wtedy, gdy musisz odbyć ważną rozmowę.
Wypełnienie wszystkich ankiet zajęło mi dosłownie kilka minut. Chwilę trwało wyszukanie ofert i dostałam cały spis propozycji. Nie podawałam tym razem żadnych swoich danych kontaktowych, ani maila, ani numeru telefonu, ani nazwiska, jedynie swój wiek, płeć, miejscowość oraz informacje o tym od kiedy mam prawko i gdzie wcześniej byłam ubezpieczona. Nie każda firma ubezpieczeniowa w oparciu o podane dane przedstawiła swoją ofertę, w przypadku niektórych pojawiło się zaproszenie na ich stronę. Ale i tak lista była długa, a kwoty zróżnicowane.
U mnie koszty są dość wysokie, mimo że auto nie jest najnowsze, ale ja mam prawo jazdy dopiero dwa lata, nie mam więc zniżek, a żeby było zabawniej, dzień po zakupie pierwszego samochodu wjechał we mnie facet na osiedlowej drodze… i tak mnie wystraszył, zakręcił i zamotał, że przyznałam się do winy. Ten jeden raz będzie się za mną jeszcze pewnie długo ciągnął. Na szczęście nigdy więcej nic takiego mi się nie przytrafiło. I oby tak już zostało!
Uwierzycie, że pomiędzy najdroższa oferta jest dwukrotnie większa niż ta najtańsza! Nie chcę nawet myśleć ile kasy można stracić nie sprawdzając tych ofert dokładnie. Jeszcze zanim nadejdzie czas moich opłat w maju, musimy w kwietniu ubezpieczyć samochód męża – w najbliższym czasie planuje sporo na tym zaoszczędzić… Na jakąś nową sukienkę. I buty. I książkę nową.
Na początku wspomniałam o Punciaku i rzeczywiście to było moje pierwsze autko, które kochałam najmocniej, ale miałam też świadomość, że jak je zarysuje to tragedii nie będzie. Brak tego stresu na pewno pomógł mi nabrać pewności za kierownicą. Po roku jednak zmieniłam samochód na taki, gdzie bez problemu wyłączam poduszki powietrzne, bo czasem muszę wozić dziecko z przodu.