Książki Anny Sakowicz są bardzo charakterystyczne i chyba takie… charakterne! Nie wiem, na czym to polega i jak to ująć zgrabnie w słowa, ale po prostu mam takie poczucie, że nikt inny tak nie pisze. Wiecie może o czym mówię? Potraficie to nazwać?
Jeśli myślicie, że to TYLKO 140 stron, więc przysiądziecie wieczorem i przeczytacie w biegu to od razu mówię STOP! Dawkuj sobie tę przyjemność… Osiemnaście historii to aż osiemnaście wieczorów spędzonych z książką! I nie próbuj czytać wszystkiego naraz…
Jeśli spodziewasz się, że będziesz się chichrać do nieprzytomności to raczej tak nie będzie… chociaż może… ja w każdym razie polubiłam tych dziwnych bohaterów przepełnionych naiwnością, która wywoływała u mnie uśmiech…
Autorka już na samym początku wali z grubej rury – i tutaj wpadłam w zachwyt – zaledwie drugi dzień z książką a tu już tytuł: „Jak Miecio na dupy poszedł”!
No nie chcielibyście wiedzieć, na jakie dupy i gdzie Miecio chadzał? I co z tym chadzaniem postanowiła zrobić żona? Choć mówiła „niech mu dupa lekką będzie” to jednak laleczkę sobie stworzyła i igiełki wbijała… Tym tekstem autorka tak u mnie zapunktowała, że mój zachwyt nie opadł aż do ostatniej strony.
Niektóre teksty były zakręcone jak ogonek świnki, ale to tylko sprawiało, że chciałam więcej i więcej i więcej!
Nie mogę Wam napisać nic o bohaterach, nic o wydarzeniach, właściwie nic nie mogę napisać o książce ponad to, że spędziłam z nią cudowny czas… ale dawkowanie jest konieczne… pamiętajcie, żółtych tabletek nie można jeść garściami, nawet jeśli bardzo by się chciało…
Ta recenzja miała pojawić się już wczoraj, ale trafiłam na bloga z opinią o tej książce i jakoś nie mogłam się przemóc… nasuwały mi się tylko brzydkie zdania i miały one niewiele wspólnego z książką… Jestem coraz bardziej przerażona poziomem niektórych „recenzji” (choć wiem, że mi do ideału również daleko!) i tym, że taki „recenzent” nieustannie wzbudza zaufanie autorów i wydawnictw i dostaje książki do recenzji…
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Autorce – jeszcze jedna książka czeka na półce od dłuższego czasu i mam nadzieję, że w końcu uda mi się po nią sięgnąć…
A Was zapraszam na bloga pani Sakowicz – Kura Domowa
Jeden komentarz