Dziś premiera książki „Ostatnia iskra nadziei” Magdaleny Wali. Na powrót do Adriany i Agnes czekałam niecierpliwie. Choć trudno mi powiedzieć, za którą bohaterka tęskniłam bardziej. Na pewno koniecznie chciałam dowiedzieć się jak potoczą się losy męża Adriany. Cóż poradzę, że gość mnie wkurzał od samego początku, wiecie, taki dupek nad dupkami. Niestety, okazuje się, że na nauczkę będziemy musieli poczekać do lipca. Bo właśnie wtedy pojawi się ostatni tom cyklu „Za zakrętem”.
Tom pierwszy cyklu „Za zakrętem”
Przypomnę, że tom pierwszy: „Na moment przed świtem” pojawił się w sierpniu 2019 roku. To historia Adriany, która jest przed trzydziestką, mieszka w Mysłowicach i ma męża idiotę. Idiota stosuje przemoc psychiczną i materialną wobec żony, ona natomiast pokornie wypełnia jego polecenia, służy mu i powoli się wykańcza. Pracuje w szkole jako sprzątaczka i choć żadna praca nie hańbi to jednak dziewczyna miała przed sobą świetlaną przeszłość, ale… no właśnie, w pierwszym tomie nie dowiedzieliśmy się, o co chodzi. Za to w szkole poznaje Agnes, starszą kobietę, która opowiada o swojej młodości przypadającej na czasy wojenne. Okazuje się, że kobiety są sąsiadkami i nawiązuje się między nimi nić porozumienia.
Ostatnia iskra nadziei
Bardzo liczyłam, że „Ostatnia iskra nadziei” rozwieje wątpliwości dotyczące przeszłości Adriany, niestety tak się nie stało. Wiedziałam o tym już wcześniej od autorki, jednak na szczęście odrobinę wyjaśniła czytelnikom zachowanie młodszej bohaterki w drugim tomie. Poznajemy dokładniej losy Agnes, historię jej małżeństwa, relacje z bliskimi, staranie o dziecko i poszukiwanie pracy. Dowiadujemy się o trudnych wyborach, z jakimi przyszło jej się zmierzyć, o moralnych rozterkach i tęsknocie za mężem. To historia Agnes nieco rozjaśnia w głowie Adrianie.
No właśnie, bo młodsza kobieta w końcu przejrzała na oczy, odrobinę zmądrzała, postanowiła się postawić. Nie jest jeszcze normalnie, ale jest coraz lepiej. Zaczyna się od urodzin jej męża, na które solenizant postanowił nie przyjść – kobieta zabawia gości, usługuje im, a w końcu mówi teściowej jak wygląda życie z jej synem. Tyle. Czara goryczy się przelała. Potem jest tylko gorzej… jeśli chodzi o jej małżeństwo, jednak coraz lepiej jeśli chodzi o nią samą.
Co wydarzyło się w przeszłości?
Niewiele miejsca zostało poświęcone na szkolne lata Adriany, a właśnie wtedy doszło do tragedii. Wiemy od dawna, że musiało to być coś strasznego, skoro kobieta oddaliła się od wszystkich i trwa przy mężu, który na pewno jej nie kocha. No właśnie, zastanawia się też, dlaczego przez tyle lat trwa on przy niej, skoro jest tak beznadziejna. Pojawia się też Pływak, szef jej męża, ich znajomy z dawnych lat – człowiek, który uczestniczył w tragedii. Dowiadujemy się o wszystkim niejako przez przypadek, gdy pod wpływem wydarzeń w pracy Adriana przypomina sobie przeszłość.
Jak zwykle, Magdalena Wala, wplata w historię odrobinę szkolnej rzeczywistości, która daleka jest od ideału. Fala hejtu, drwin wśród dzieci, ale też roszczeniowi rodzice zapatrzeni w swoje pociechy. Lubię te wstawki, które są w jej książkach tak naturalne, jak historia…
Czy warto?
Warto. Choć sama autorka wspomina, że niechętnie pisze o czasach wojennych to dla mnie takie historie są najłatwiejsze. Czasy zasłyszane z opowiadań babć czy dziadków w książce przyjmują również postać takiej opowieści. Siadasz z książką, a jakbyś słuchała kogoś siedzącego w fotelu obok. To cenna umiejętność. Dodatkowo pomimo trudnych wydarzeń opisane są z lekkością, prostymi słowami, zrozumiale dla każdego. Temat nie jest traktowany błaho – wyraźnie widać, że autorka solidnie przygotowała materiały do książki. To zresztą widać na jej profilu na Fb, gdzie pokazywała od dłuższego czasu zbierane materiały, pamiątki i zdjęcia. Bo Agnes żyła naprawdę, bo jej historia się wydarzyła… to ostatecznie powinno Was przekonać do sięgnięcia po książkę.
„Ostatnia iskra nadziei” czeka na Was. Ja przeczytałam w ciągu kilku godzin – spanie jest przereklamowane 😉
Książkę objęłam patronatem, tym bardziej żałuję, że nie mam możliwości w dniu premiery pokazać Wam własnego zdjęcia książki. Nie udało mi się jej kupić stacjonarnie, a biorąc pod uwagę to, co się dzieje na świecie raczej nie mam ochoty na wyprawę po sklepach z dziećmi. Być może książka z wydawnictwa do mnie dotrze w miarę szybko… przykro mi, że ta sytuacja powtarza się kolejny raz, bo w sierpniu patronacki egzemplarz dotarł do mnie trzy tygodnie po premierze… Mocno chcę wierzyć, że to wszystko po prostu sytuacje losowe. Natomiast jestem pewna, że trzeci tom po prostu zamówię w Empiku czy innej księgarni internetowej, by dotarła do mnie odpowiednio wcześnie.
Jeden komentarz