„Nazajutrz cię odnajdę” to powrót do Mysłowic (jak to brzmi, skoro tu mieszkam…) to jak spotkanie z przyjaciółkami, którymi niejako dla czytelników stały się Agnes i Adriana. Przyznam szczerze, że tym razem Adriana ciekawiła mnie bardziej, choć nie mogłam doczekać się rozwiązania zagadki: jak połączone są ich losy. Bo to zapowiadał opis na okładce, że jednak odległa przeszłość też w jakiś sposób je ze sobą wiąże.
Seria „Za zakrętem”:
– „Na moment przed świtem”
– „Ostatnia iskra nadziei”
Bohaterki
To już trzecie (i ostatnie, niestety) spotkanie z Agnes i Adrianą.
Agnes jest starszą kobietą, która przeżyła wojnę i swoimi wspomnieniami z młodości dzieli się z czytelnikami. Jest też sąsiadką Adriany i mimo różnic wieku prawdziwym wsparciem i przyjaciółką. Kobieta jeszcze w poprzednim tomie podupadła na zdrowiu, więc na jakiś czas znika, a Adriana musi sobie radzić sama. Na szczęście jest już silniejsza. Bo mąż Adriany (tfu, tfu, skurczybyk!) nie przestaje się nad nią znęcać. Nie będę ukrywać, że chyba najbardziej czekałam na to, jaka kara go spotka za te wszystkie lata… Ale też nie spodziewałam się chyba, że… no, nie umiem, nasuwają mi się tylko bardzo brzydkie słowa, których nie wypada publikować. Jestem pewna, że jeśli znacie Stefana to życzycie mu jak najgorzej, jeśli jeszcze nie mieliście okazji poczytać, co wyprawia to szybko dołączycie do nas – czekających aż coś ciężkiego spadnie mu na głowę. Tu zdradzę odrobinę:
Autorka stanowczo powinna „ukarać” go bardziej!!!!
Co się wydarzyło w „Nazajutrz cię odnajdę”?
Tom trzeci rzeczywiście w dużej mierze skupił się na Adrianie. Odkrywa w końcu jakim potworem był jej mąż, krok po kroku zbiera też okruchy swojej przeszłości. Okazuje się jak wiele nie wiedziała, jak dużo jej się wydawało. W końcu ma odwagę by się postawić, nie tylko mężowi, ale także byłym przyjaciółkom, a nawet teściowej!
Poznajemy też dalsze losy Agnes i bliskich jej osób. Oczywiście nie było łatwo, ba! czasami trudno uwierzyć, że było tak ciężko. Dla osób, które dziś mają wszystko to takie niewyobrażalne. Ale cieszę się, że miałam okazję poznać tę historię, zrozumieć trochę lepiej tamte wydarzenia.
A na koniec robi się niemal bajkowo… ale chyba potrzebny był taki pozytywny koniec. Przez przypadek kilka wątków się rozwiązuje, wyjaśnia, sprawia, że i łza pocieknie. U mnie pociekła… A to wcale nie na ostatniej stronie 🙂
***
Magdalena Wala kolejny raz porywa nas w odległe czasy, sprawia, że przeżywamy sytuację razem z bohaterami. Żal tylko, że to już koniec… W mojej opinii książka jest dopracowana w najmniejszym szczególe. Podziwiam, że autorka nieustannie dzieli się z czytelnikami swoją wiedzą historyczną, szczególnie, że ja sama nie wiem zbyt wiele na ten temat.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnej książki Magdaleny Wali, na szczęście nie każe nam zbyt długo czekać i już 15 lipca na półkach księgarni pojawi się „Klątwa ruin” – czekacie ze mną?